TOMASZ – PAWEŁ SOBCZUK
ORGANY ROKOKOWE
W KOŚCIELE ŚW. JANA CHRZCICIELA
I MUZYKA
LITURGICZNA
W ŻYCIU WSPÓLNOTY PARAFIALNEJ
W
CZERNICZYNIE
Spis treści
Drogi
Czytelniku, trzymasz w ręku publikację, która ma na celu
przybliżenie historii jednego z ciekawszych instrumentów w
diecezji zamojsko – lubaczowskiej, który dotychczas nie
doczekał się żadnego, choć skromnego rysu historycznego, będącego
dostępnym dla szerszej grupy osób zainteresowanych. Dziś
sięgasz po broszurę napisaną językiem przystępnym dla odbiorcy
na co dzień nie obeznanego z terminologią organmistrzowską, jak
też naukową, jaka w pracach specjalistycznych jest obecna.
Nie
jest to bowiem praca naukowa i nie należy tak jej postrzegać, gdyż
do poczynienia takowej autor musiał by dysponować źródłami
historycznymi traktującymi o omawianym instrumencie, o jego
budowniczym, fundatorze, pierwotnej lokalizacji...
Publikacja
z tej racji oparta jest na przekazach ustnych, jak też
spostrzeżeniach z prac remontowych na przełomie 2007/2008
r., oraz swobodnych uwag i przemyśleń autora,
który patrzy na poruszany temat nie pod kątem teoretyczno
– naukowym, ale praktycznym, wynikającym z jego organistowskiej
posługi właśnie na omawianym instrumencie.
Prócz
historii i dyspozycji instrumentu, pokrótce nakreślone
zostały w tejże publikacji informacje o historii organowej
muzyki kościelnej, muzyce podczas Mszy Świętej i nabożeństw, o
świątyni, w której obecnie się instrument znajduje, oraz
posłudze organistowskiej (bo cóż z organów, gdy nie
zasiądzie przy nich organista?) i śpiewie wspólnotowym w
parafii, gdyż są one swojego rodzaju uzupełnieniem treści
przewodniej. Na omawiane organy bowiem nie należy patrzeć wyłącznie
jako na materię zabytkową, ale również jako na żywy
instrument, który używany jest podczas Mszy Świętej
i nabożeństw ku chwale Bożej.
Pośrednim celem
niniejszej pracy jest także krzewienie świadomości muzycznej, jak
też liturgicznej w aspekcie doniosłości śpiewu i muzyki
kościelnej, a szczególnie akompaniamentu liturgicznego w
życiu wspólnoty, jaką tworzy parafia, jako grupa osób,
które poprzez wspólną modlitwę dąży do uświęcenia
siebie samych, jak i bliźnich, z którymi wspólnie
podczas Eucharystii i innych nabożeństw zanosi swoje prośby i
dziękczynienia przed Tron Boży.
Modlitwa w życiu Kościoła ma różne formy, od cichej modlitwy poprzez adorację, przez recytatywy tekstów mszalnych, litanii, oraz wspólnotowego śpiewu pieśni i śpiewanych nabożeństw. Właśnie w tch ostatnich przypadach Kościół zaleca używania organów do akompaniowania, by ich podniosły dźwięk unosił myśli ku Bogu, a zarazem pomagał w utrzymaniu właściwego tonu i rytmu wykonywanych śpiewów. Również właściwie wykonana organowa muzyka solowa ma służyć głębszej kontemplacji i wyrażenia czci dla chwały Pana, w rozmowie z Którym czasem same słowa nie potrafią wyrazić tego, co człowiek chce Mu powiedzieć, więc wówczas adoracja przy akompaniamencie muzycznym daje możliwość uniesienia ku Niemu swojego serca i duszy w poczuciu Jego niezmierzonej chwały i łaski wobec zwykłego człowieka.
Organy w Liturgii Kościoła Rzymskokatolickiego
Zanim przejdziemy do tematu czerniczyńskich organów, należy kilka słów powiedzieć o piszczałkowych organach kościelnych w szerszym ujęciu z uwzględnieniem ich doniosłej roli w liturgii, która uświęcona tradycją w czasach nam obecnych natrafia na modernistyczne podejście, prowadzące do marginalizacji rangi tego instrumentu.
Organy, których pierwowzorem była fletnia, powstały w starożytności w III wieku przed Chrystusem, gdy Kościół jeszcze nie istniał. W starożytnym Rzymie dość często używano ich w bogatszych pałacach, w cyrkach, podczas procesji rytualnych itp. Pierwotnie Kościół stronił od nich, gdyż kojarzyły się z rzymskim pogaństwem, zaś muzyka na nich wykonywana dziś mogła by być nazwana „rozrywkową”. Po upadku Rzymu były instrumentem elitarnym, na jaki pozwolić mógł sobie jedynie monarcha, co uczyniło je „Królem Instrumentów”, a ich podniosłe i godne brzmienie wyniosło je ponad inne instrumenty. Dlatego też Kościół, gdy w Średniowieczu nastąpił kryzys chorału gregoriańskiego, by godnie czcić Króla Królów, czyli Pana Boga, uznał z czasem organy za instrument, który obok najdoskonalszego z instrumentów – ludzkiego głosu – jest najwłaściwszym do użycia w Liturgii. Jednakże w początkach wprowadzenia organów do świątyń chrześcijańskich, przeplatano solowy śpiew gregoriański solową muzyką organową, z czasem, gdy muzyka kościelna rozwinęła się w kierunku polifonii, zaczęto używać ich do akompaniowania śpiewom liturgicznym.
Z czasem kunszt budowy organów przeżył kolejny kryzys, który odżył w czasach baroku, którego schyłkową częścią jest rokoko. Wówczas to budowano piękne organy w Leżajsku, Oliwie, w tamtych czasach powstawały nieśmiertelne dzieła Bacha i innych wielkich kompozytorów... Również w epoce romantyzmu budowano sporo organów, lecz w Polsce uciemiężonej zaborami proces ten nastąpił dopiero na przełomie XIX i XX wieku, gdy w wielu kościołach pobudowano nowe, romantyczne organy, tam, gdzie były stare – rozbudowywano je i modernizowano, czego przykładem jest remont omawianego instrumentu w 1884 r, gdy został on wyremontowany, rozbudowany o dwa głosy w pedale, jak i poszerzona została dotychczasowa „krótka oktawa”, dotychczas posiadająca jedynie dźwięki chromatyczne (pozbawiona półtonów).
Wraz z rozwojem technologii budowy organów tworzona była muzyka, którą na nich wykonywano. Piękne barokowe Msze, preludia, toccaty... ale również i pieśni wielogłosowe Mikołaja Gomółki, pieśni Jana Kochanowskiego, Stanisława Moniuszki śpiewane do dziś, muzyka Ks. Chlondowskiego, Karpińskiego i wielu innych...
Dziś
wiele osób zastanawia się po co na chórach kościelnych
buduje się te wielkie instrumenty, gdy można taniej
i wygodniej
zamontować „instrument” elektroniczny, który jest tańszy,
powiedzmy, że mniej awaryjny i łatwiejszy w
użytkowaniu? Podejście takie jest obecnie nagminne w Polsce i
doprowadza do tego, że wiele dawnych instrumentów niszczeje,
gdyż zamiast je remontować parafie zakupują „instrumenty”
elektroniczne, zaś stare, „żywe” instrumenty skazują tym samym
na powolne popadanie w ruinę. Wynika to nie tylko z braku
świadomości, tego, że przepisy prawnokanoniczne mówią
wprost - w kościołach budowane mają być klasyczne organy
piszczałkowe, lub też w przypadku braku miejsca fisharmonie, zaś
organy elektroniczne mogą być stosowane jedynie tymczasowo (np. w
trakcie organizacji parafii,
gdy organy klasyczne nie są jeszcze
zbudowane, lub też podczas ich remontu, czy też Mszy Św.
polowych).
Niestety
ta „tymczasowość” często trwa latami, zaś względy praktyczne
przeważają postanowienia prawa. Dzieje się tak też z powodów,
które można nazwać „praktycznymi”, gdyż instrument
elektroniczny nie wymaga okresowego czyszczenia, strojenia,
konserwowania itp., co dla wielu rządców parafii jest
podstawową wytyczną i nie ma się co im dziwić, bo czasy są
ciężkie, a parafie ledwo wiążą koniec z końcem, bo to dach
przecieka, to trzeba za prąd zapłacić, to jeszcze inne pilniejsze
wydatki od budowy nowych, czy reperacji starych organów, tak
też względy ekonomiczne przeważają i powoli znikają z naszych
świątyń stare organy, a zastępują je ich elektroniczne
zamienniki.
Inaczej
sprawa ma się na przykład w Niemczech, gdzie dbałość o muzykę
liturgiczną od wieków jest godna naśladowania. Tam jest nie
do pomyślenia, by Pana Boga chwalić poprzez odtwarzanie
zapisanego cyfrowo dźwięku poprzez naciśnięcie plastikowego
klawisza, dźwięku nagranego, a nie żywego...
Kościół z całą mocą podkreśla, że śpiew z towarzyszeniem organów jest częścią Liturgii (Mszy Świętej, nabożeństw, obrzędów), tak też muzyka w kościele jest modlitwą, co dobitnie wyraża, pomijając unormowania prawa kanonicznego, stare przysłowie: „Kto śpiewa, ten podwójnie się modli”; dlatego należy zadać sobie pytanie, czy można w modlitwie, która jest rozmową z samym Bogiem, pozwolić sobie na sztuczność, na modlitwę z playbacku? Tak, jak żaden kapłan nie użyje we Mszy Świętej plastikowego kubka zamiast kielicha, gdyż jest to niedopuszczalne i obraża godność sprawowanej Eucharystii, więc i muzyka towarzysząca Świętym Obrzędom powinna być doskonałą, tak też wykonywana na najdoskonalszym z instrumentów i z jak najdoskonalszym kunsztem, a zarazem zgodnie z przepisami prawa kanonicznego regulującego kwestie muzyki kościelnej.
Historia pozytywu z Trzeszczan
Nie
znamy dokładnej daty, ani nazwiska budowniczego opisywanych organów,
aczkolwiek najbardziej prawdopodobną datą ich powstania jest rok
1752, chociaż możliwe, że pochodzą nawet z lat 30-stych XVIII
wieku, jeśli to właśnie o ten instrument chodzi w spisie
organów i pozytywów na lubelszczyźnie w XVIII w.,
poczynionego przez Ks. Prof. Chwałka, jednakże jest to jedynie
przypuszczenie, gdyż wówczas taki właśnie pozytyw
nieprzenośny znajdował się w dawnym kościele parafialnym w
Trzeszczanach, skąd organy (dawniej pozytywem będące) pochodzą.
Bardzo
prawdopodobnym jest, iż do trzeszczańskiego kościoła zostały
przeniesione z ówczesnego pałacu ziemiańskiego, lecz i na to
dokumentów nie odnajdujemy. W tamtych czasach bogatsi
właściciele ziemscy budowali bowiem pozytywy lub organy w zamkach
lub pałacach, te zaś często poprzez różne koleje losu
trafiały do kościołów. Niemniej jednak wykluczyć nie
możemy, że zbudowane zostały właśnie dla kościoła
trzeszczańskiego, który dziś istnieje jeszcze, jednakże w
roku 1937 przeniesiony został do miejscowości Chmiel pod Piaskami.
Z
dokumentów posiadanych przez parafię w Trzeszczanach, jak też
ze wspomnień starszych mieszkańców tamtejszych terenów
wiemy, że kościół pamiętał jeszcze czasy króla
Jana III Sobieskiego, był budowlą drewnianą, jednonawową,
zwieńczoną sygnaturką, którą wieńczył krzyż umieszczony
na półksiężycu, co ochroniło go przed spaleniem przez
Tatarów podczas licznych najazdów. Kościół ten
stał na placu poniżej obecnej świątyni, zaś miejsce po nim do
dziś jest widoczne
w postaci placu w środkowej części schodów
prowadzących na kościelne wzgórze. Była to budowla o wiele
mniejsza od obecnej, dlatego też siedmiogłosowy pozytyw był w
niej instrumentem wystarczającym.
Trudno
jest cokolwiek powiedzieć o wcześniejszych przebudowach
i zmianach dyspozycji (czyli tego jakie głosy
w organach w danym
okresie prosperowały), lecz w trakcie remontu na przełomie
2007/2008 roku z pewnością wiemy
o dwóch – z roku 1884,
oraz z początku wieku XX-go.
Pierwszą,
o największych rozmiarach, przebudowę organów przeprowadził,
w wyżej wspomnianym 1884 roku, organmistrz z niedalekich Tyszowiec –
Andrzej Sietnicki, który do XVIII-wiecznego pozytywu dobudował
sekcje dwugłosowego pedału basowego, przez co pozytyw stał się
organami - bowiem organami nazywamy instrument o jednej
lub większej ilości klawiatur ręcznych, zwanych manuałami (łac.
manus – ręka) (zob. rys. 1),
(rys. 1)
oraz klawiaturą nożną zwaną pedałem basowym (łac pedes - stopa) (zob. rys 2).
(rys. 2)
Z
XVIII- wiecznych głosów z pewnością pozostał prospektowy
Pryncypał (jego piszczałki widoczne są na zewnątrz
w szafie
organowej), jak też Mixtura dwurzędowa, która do naszych
czasów przetrwała jako głos jednorzędowy, co
wynikać może z tego, iż po dobudowaniu dwóch nowych głosów
ciśnienie powietrza w organach obniżyło się, więc w przypadku
gry przy włączonych wszystkich głosach miech kalikowany ręcznie
mógł nie dostarczać odpowiedniej ilości powietrza
i organom
„brakło tchu”. Nie wykluczone, że pomniejszenie Mixtury
nastąpiło przy późniejszych remontach, jednakże usunięcie
jej przez Sietnickiego wydaje się być najbardziej prawdopodobnym.
Podczas wyżej wspomnianego remontu nastąpiła modernizacja w ówczesnych czasach dość częsta - przebudowa klawiatury z tzw. krótkiej oktawy na obecnie stosowaną, posiadającą dźwięki półtonowe.
Kolejną
ciekawostką jest to, iż głosy basowe umieszczono na wiatrownicy
(czyli skrzyni pod klocem, na którym ustawione są piszczałki,
w której umieszczone są klapy, które uchylane są za
pomocą zespołu dźwigni, połączonymi
z klawiaturą, a nazywające
się trakturą. Lecz o trakturze szerzej mowa będzie później),
wiatrownica ta zaś pochodziła
z innych, większych organów,
o czym świadczy to, iż została ona skrócona do szerokości
szafy trzeszczańskiego pozytywu.
Jak
wcześniej już zostało wspomniane kolejnym organmistrzem, który
dokonał renowacji organów, był Stanisław Jagodziński z Garbatki. Działał on w początkach XX wieku, a o jego
bytności w Trzeszczanach świadczy korespondencja opatrzona jego
nazwiskiem, która posłużyła mu jako materiał do
uszczelnienia miecha, stąd też dziś wiemy o tym fakcie.
Zakresu
prowadzonych przez niego prac nie znamy, wiemy, że z pewnością
dokonał kapitalnego remontu miecha.
Jeśli już jesteśmy przy miechu, to warto poświęcić mu trochę uwagi. Jest to urządzenie, które tłoczy powietrze do organów, dzięki czemu organy grają. Dawniej, gdy nie było jeszcze silników elektrycznych, powietrze do miecha było tłoczone poprzez kalikowanie. Dziś nazwa „kalikowanie” i instytucja pomocnika organisty zwanego kalikantem przeszła do lamusa, jednakże jeszcze 40 – 50 lat temu, w przypadku omawianych organów, bez kalikanta organista na organach nie zagrał. Czym więc było owe kalikowanie? Było to doprowadzanie powietrza do miecha poprzez „pompowanie” go za pomocą specjalnego urządzenia nożnego, lub ręcznego. W organach będących obiektem naszego zainteresowania była to dźwignia ręczna (widoczna na załączonej grafice – rys 3 - po lewej stronie), którą obsługiwał wcześniej wspomniany kalikant. Powietrze poprzez podawacze trafiało do rezerwuaru miecha, zaś z niego poprzez skrzynkę regulacyjną z roletą zabezpieczającą przed wtłoczeniem nadmiaru powietrza, gdy organy nie grały, drewnianymi kanałami powietrznymi do wiatrownic, zaś po zwolnieniu klap do kloca, na którym ustawione były piszczałki, które otrzymując powietrze wydawały swój dźwięk.
(rys. 3)
Dziś, w czasach postępu, powietrze do miecha dostarcza dmuchawa zaopatrzona w silnik elektryczny, mimo tego w omawianym instrumencie pozostawiony został osprzęt do kalikowania, który może przydać się np. w przypadku braku zasilania, jednakże osób, które umiały by właściwie i rytmicznie kalikować jest już niewiele, a niesprawne kalikowanie prowadzi do szybszego rozstrajania się organów.
Wracając
jednak do meritum, czyli dalszych losów trzeszczańsko –
czerniczyńskich organów piszczałkowych. Wspomnieliśmy już
o dwóch organmistrzach, którzy pracowali przy omawianym
instrumencie. Jest bardziej niż prawdopodobne, że w wieku XX-stym
dostrajała je niejeden raz rodzinna firma organmistrzowska
Gardyńskich
z pobliskiego Hrubieszowa.
Na
początku XX wieku drewniany kościół parafialny w
Trzeszczanach stał się zbyt mały dla licznej parafii, dlatego też
rozpoczęto budowę nowego, murowanego kościoła na szczycie
wzgórza, powyżej lokalizacji dotychczasowej świątyni. Nowy
kościół oddano do użytku w latach 20-stych XX w., zaś
stary, jak już wcześniej wspomniano, przeniesiono do innej parafii
w powiecie Piaski w Lubelskiem.
Organy
zostały zaś zamontowane w nowo wybudowanej świątyni, jednakże
były za małe patrząc przez aspekt o wiele większej kubatury nowo
wybudowanego kościoła. Dlatego też w latach 60- tych ubiegłego
stulecia parafia
w Trzeszczanach zakupiła większe organy, stare zaś
zostały zdemontowane i złożone w
przykościelnej komórce.
O
tym, że w Trzeszczanach zostały zdemontowane stare, piszczałkowe
organy, dowiedział się pierwszy rzymskokatolicki proboszcz
utworzonej w 1957 roku parafii w Czerniczynie – ks. Stanisław
Siudem. Podjął on starania, by pozyskać
i zamontować wiekowy,
nadgryziony zębem czasu instrument w dawniej unickim, następnie
przez kilkadziesiąt lat prawosławnym, kościele parafialnym. Do
dziś żyją ludzie, którzy pamiętają to wydarzenie.
Chór
pocerkiewny (zwany balkonem) był o wiele za wąskim, by umieścić
na nim organy, gdyż w cerkwi prawosławnej śpiew liturgiczny
wykonywany jest przez chór bez wykorzystywania instrumentów
muzycznych.
Trzeba
więc było wybudować nowy, na którym organy zostały
złożone, nastrojone i na nowo towarzyszyły śpiewom liturgicznym,
które wówczas rozbrzmiewały w rycie łacińskim.
Organistą
parafii w Czerniczynie był wówczas, nieżyjący już,
Kazimierz Wysocki, posługujący tu w latach 1957 – 1970. Zapisał
się on w pamięci parafian jako wyśmienity muzyk, potrafiący
wspaniale akompaniować do śpiewu, jak też prowadzący chór
parafialny na wysokim poziomie. Do dziś na chórze parafialnym
znajdują się rozpisane przez niego partytury, a w księgach
metrykalnych wpisy przez niego poczynione.
Po
przejściu Kazimierza Wysockiego na inną parafię, do Czerniczyna
przybył z parafii Kryłów kolejny muzyk kościelny, mający
wyczucie muzyczne i
zdolność zmieniania nut w piękną muzykę organową, org. Tadeusz
Kaniowski, który w parafii przepracował 37 lat, obecnie jako
emeryt mieszka w Zamościu.
Z
informacji zawartych w kronice parafialnej wiadome jest, że w latach
70-tych XX wieku, prowadzone były prace przy organach, które
wykonała jedna z warszawskich firm organmistrzowskich,
które trwały dwa tygodnie. Zważając na tak krótki
czas tychże prac należy wnioskować, że było to czyszczenie i
strojenie organów.
Od
tamtej pory organy nie przechodziły większych remontów, lecz
mimo tego były sprawne i mimo, że głosy może i nie stroiły
idealnie, używane były podczas Liturgii i nabożeństw aż do
remontu w latach 2007/2008.
W roku 1976 odszedł do Kurowa ks. Siudem, zaś na jego miejsce z Kurowa przybył tamtejszy wikariusz - ks. Marian Garmol, który do 2006 roku administrował parafią Czerniczyn jako wspaniały proboszcz. Za jego kadencji m.in. pomalowano wewnątrz i zewnątrz kościół parafialny i filialny, wymieniono dachy na obu kościołach, rozbudowano organistówkę, zmieniono dachy na plebanii i organistówce, wycięto grożące kościołowi drzewa, ogrodzono cmentarz, wyremontowano dwie fisharmonie. ksiądz Kanonik myślał również o remoncie organów, lecz ciągle były prace bardziej konieczne i naglące, więc organy musiały czekać na swoją kolej.
W roku 2006 dotychczasowy duszpasterz przeszedł na emeryturę, pozostając w parafii i niosąc nadal duszpasterską posługę, wspomagając nowego proboszcza, którym został ks. mgr Piotr Kawecki, dotychczasowy wikariusz parafii Św. Mikołaja z pobliskiego Hrubieszowa.
Z dniem 1 stycznia nastąpiła także zmiana na stanowisku organisty. Na miejsce Pana Tadeusza Kaniowskiego przybył młody, aczkolwiek posiadający wcześniejszą praktykę na innych parafiach, org. Tomasz Sobczuk.
Ks. Kawecki podjął się kapitalnego remontu ponad 130-letniej świątyni parafialnej, który wymagał zdemontowania organów i budowy nowego chóru betonowego na miejsce dotychczasowego – drewnianego. W zaistniałej sytuacji została podjęta decyzja o kapitalnym remoncie instrumentu. Do tego dzieła zatrudniony został organmistrz z Dachnowa, absolwent muzykologii KUL o specjalizacji organmistrzowskiej – mgr Adam Pachołek.
Remont organów w latach 2007/2008
W dniu 10 kwietnia 2007 r., rozpoczął się remont kościoła, tudzież omawianego instrumentu. Po południu do Czerniczyna przybył organmistrz Adam Pachołek z Małżonką i rozpoczęli demontaż organów na czas remontu kościoła. Instrument tymczasowo został złożony w remizie miejscowej OSP, zaś latem organmistrzowie rozpoczęli konserwowanie zabytkowego prospektu (czyli szafy organowej), będącego najstarszą zachowaną substancją zabytkową, jak też magazynowego miecha, oraz drewnianych głosów. Część elementów drewnianych wymagała zrekonstruowania, wszystkie zaś zostały zabezpieczone przed „drewnojadem” o nazwie Kołatek, który z pokolenia na pokolenie pochłaniał od wielu lat zabytkowy instrument.
Podczas
prac remontowych organmistrzowie, jak archeolodzy, odnajdują ślady
przeszłości i pamiątki z lat minionych.
Już
przy demontażu organów, odnaleziono na jednym z głosów
Subbasu napis firmowy wykonany przez Andrzeja Sietnickiego –
organmistrza z Tyszowiec, jak też datę 1884, w roku tym
bowiem wielka przebudowa pozytywu na organy.
Kolejną
ciekawostką był już wcześniej wspomniany ślad po Stanisławie
Jagodzińskim w postaci pism opatrzonych jego nazwiskiem.
Jeśli
chodzi o odnajdywanie pism, gazet, książek, listów...
poprzyklejanych do kanałów powietrznych, miecha, lub też
głosów drewnianych, jest to efekt dawnej praktyki
uszczelniania papierem pęknięć drewna, poprzez nakładanie nań
kleju
i papieru w celu uszczelnienia. Tak też w Czerniczynie znaleźć
można było listy, kartki z modlitewników pisanych po łacinie
i cyrylicą, dawnych gazet i książek. Obecnie stosuje się w tym
celu cienkie skórki jagnięce, dawniej jednak materiał ten
był drogi, tak też stosowano wszelkiego rodzaju papiery,
z których dziś wiele można się dowiedzieć.
W
wielu pracach stolarskich pomógł miejscowy parafianin, Pan
Bojarski, wraz z ojcem i teściem, który rekonstruował
zniszczone elementy, jak też wykonał nową ławkę i tylną część
szafy ekspresyjnej, obudowującej głosy sekcji basowej, oraz podłogę
i balustradę na chórze.
(rys.
konserwacja organów latem 2007 r)
Latem
prospekt został pomalowany, a jego snycerskie detale pozłocone
przez Krzysztofa Poziomkowskiego
z Hrubieszowa.
Po
tych pracach, jesienią rozpoczęły się prace mające na celu
ponowne złożenie instrumentu po remoncie. Niestety wiele z
elementów nadgryzionych zębem czasu trzeba było
rekonstruować, gdyż rozsypywały się w rękach.
Również
najstarszy głos – Pryncypał - zwietrzały i zdewastowany
wcześniejszymi niewłaściwymi dostrojeniami, a zarazem zniszczony
poprzez pomalowanie go farbą olejną typu „srebrzanka”, musiał
być w całości zrekonstruowany.
Wiele
z głosów drewnianych nadjedzonych przez „drewnojada”
wymagało gruntownej naprawy.
Wymieniono
również silnik i dmuchawę na nową cichobieżną produkcji
niemieckiej, którą umieszczono
w pomieszczeniu za chórem,
jednakże skonstruowano kanał, którym pobiera ona powietrze
nie z miejsca w którym stoi, ale z chóru. Jest to
bardzo ważne, gdyż dawniej powietrze było zasysane z pomieszczenia
dmuchawy, które jako bardziej wilgotne, a zimą o wiele
niższej temperaturze wpływało na organy destrukcyjnie. Przy
obecnie zastosowanym rozwiązaniom wykluczona została różnica
temperatur powietrza, co zabezpieczy głosy przed skraplaniem się w
nich wody, czego konsekwencją mogło być gnicie elementów
drewnianych, parcienie skórzanych, śniedzenie cynkowych i
rdzewienie metalowych.
Została
zrekonstruowana również traktura gry, która odpowiada
za połączenie klawiszy z klapami w wiatrownicy.
(rys.
traktura gry)
Wyremontowane,
zabezpieczone przed insektami i oskórowane zostały
wiatrownice, oraz klapy, które otrzymały nowe ofilcowanie.
Sporo problemów wynikało z naturalnego wypaczenia się
drewna, co szczególnie uciążliwym było
w przypadku
kloców, na których umieszcza się głosy, dlatego też
należało je wyszlifować i zastosować tzw. „płot hiszpański”,
który w znacznym stopniu ograniczył przedmuchy z jednego
dźwięku do sąsiedniego.
Kolejną
niedogodnością były wypaczone szlajfy (czyli listwy, które
po wyciągnięciu manumbrium, czyli kołka z nazwą głosu
umieszczonego nad klawiaturą, otwierają na wiatrownicy wybrany
głos), których zbytnie dociśnięcie powoduje przy trakturze
mechanicznej duży opór przy rejestrowaniu (włączaniu i
wyłączaniu danego głosu), zaś przy niedociśnięciu – przedmuch
powietrza do innych dźwięków. Prace te, z pozoru proste,
okazały się bardzo żmudne i czasochłonne,
w znacznym stopniu
opóźniające możliwość dokonania intonacji i strojenia
instrumentu.
Dużym utrudnieniem było również to, że w zabytkowej szafie ekspresyjnej wszystkie piszczałki stały bardzo gęsto, co jest efektem zmiany krótkiej oktawy na obecną podczas remontu w 1884 r. Dodano wówczas do dźwięków pełnotonowych dźwięki półtonowe. Dawniej bowiem nie stosowano: „cis”, „dis”, „es”, „gis”, więc po ich dodaniu trzeba było w istniejącej szafie dodać sporo nowych piszczałek. Szczególnie uciążliwa ta ciasnota okazała się podczas intonacji i strojeniu organów.
(rys.
traktura, wiatrownice i piszczałki Mixtury
na klocu zamocowane
na ławeczkach)
Wymianie
zostały poddane również niektóre manumbria (czyli
kołki służące do włączania i wyłączania poszczególnych
głosów), gdyż i tych owady żywiące się drewnem nie
oszczędziły.
Udało
się również uzupełnić brakujące hebanowe klawisze
półtonów, które wcześniej zastąpił dębowymi,
jak też dwie brakujące okładziny klawiszy jasnych, wykonanych z
kości słoniowej.
Pierwsza
intonacja i strojenie głosów z sekcji manuału odbyły się
wiosną 2008 roku, co jak już wcześniej było wspominane w
przypadku omawianego instrumentu łatwe nie było ze względu na
zabytkowe głosy, które są o wiele trudniejsze do
nastrojenia, niż nowe, jak też ciasno ustawione piszczałki w
szafie ekspresyjnej. Nawet wówczas, gdy jeden rząd głosów
został poprawnie nastrojony, po dodaniu kolejnego wymagał korekty,
gdyż kolejne piszczałki tłumiły jego dźwięk, lub też dźwięk
z jednej z nich wydmuchiwany był w drugą. Wiele dało zastosowanie
uchwytów, które solidnie wiązały poszczególne
piszczałki drewniane ze sobą, zabezpieczając je od pochylania się
i w konsekwencji szybszego rozstrajania, tam, gdzie były wcześniej
ławeczki dla piszczałek metalowych i cynkowych, tam też zostały
one zakonserwowane i wstawione. Na nowo trzeba było wykonać
grzebienie do umocowania piszczałek prospektowych....
Dnia 6 maja 2008 r. w parafii gościł JE. Ks. Bp Wacław Depo z racji Jubileuszu 50-lecia kapłaństwa ks. kan. Mariana Garmola, oraz Sakramentu Bierzmowania przyjętego przez młodzież gimnazialną i licealną. Z tej racji po ponad rocznej przerwie zabrzmiały, choć w niepełnym brzmieniu, czerniczyńskie organy. Udało się tymczasowo nastroić Pryncypał 4', Flet Amabilis 8', Flet Kryty 8' i Rorflet 4'. W oparciu o tą dyspozycję możliwy był już akompaniament liturgiczny podczas wyżej wspomnianych uroczystości.
Następnie prace przy organach trwały nadal, nieprzerwanie do dnia 24 czerwca, gdyż właśnie w tym dniu przypadał odpust parafialny ku czci Św. Jana Chrzciciela, na którym organy odezwały się w pełnej krasie. Jednakże zanim to się stało dniem i nocą trwało dostrajanie głosów, które trwało aż do 5 nad ranem w dniu odpustu. Tego historycznego dnia przy organach pracowali organmistrz Adam Pachołek wraz ze swoim ojcem, miejscowy organista Tomasz Sobczuk, oraz jeden z parafian - Jan Kosior, który przez wiele dni dużo pomagał w pracach przy organach.
Obecnie
organy są ponownie używane podczas obrzędów Mszy Świętej
i nabożeństw, ciesząc ucho swoim brzmieniem
i unosząc dusze
modlących się poprzez śpiew, lub kontemplacje ku Bogu.
Trudno powiedzieć cokolwiek o pierwotnej dyspozycji, gdyż brak jest jakichkolwiek dokumentacji traktującej o tej kwestii, jednakże można przypuszczać, iż Pryncypał i Mixtura pochodzą z pierwotnej dyspozycji. Co do fletów i Salicetu (przed remontem opisanego jako Salicjonał), to pewności, zwłaszcza w przypadku fletów, już takiej nie mamy.
W chwili obecnej dyspozycja organów przedstawia się następująco:
MANUAŁ:
|
PEDAŁ:
|
W
tym miejscu należy się jedno wyjaśnienie – mimo, że w organach
jest 9 głosów, to znajdziemy w nich jedynie 8 manumbriów,
bowiem głosy manuału posiadają własne manumbria dla każdego z
nich, zaś sekcję pedału basowego obsługujemy za pomocą jednego
manumbrium – gdy jest wyciągnięte, wówczas włączony jest
sam Subbas, zaś gdy zostanie zasunięte, wówczas możliwa
jest gra na Subbasie i Oktaw Basie jednocześnie. Nie jest możliwe,
przy tym rozwiązaniu technicznym, granie w sekcji pedałowej tylko
na Oktaw Basie, jednakże z praktyki nie używa się w basie głosu
cztero, czy ośmiostopowego, bez podstawy, którą daje głos
szesnastostopowy.
Z
dyspozycji można wywnioskować, że nie są to organy koncertowe,
lecz w akompaniamencie liturgicznym sprawdzają się wyśmienicie.
Kościół parafialny w Czerniczynie
(rys.
kościół w Czerniczynie widok od strony północnowschodniej)
Pisząc
o czerniczyńskich organach, nie sposób nie wspomnieć o
kościele, w którym obecnie się znajdują.
Jest
to dawna cerkiew parafii greckokatolickiej, pw. Wszystkich Świętych,
obecnie pw. św. Jana Chrzciciela. Został on wzniesiony, w 1870 r.,
na miejscu wcześniejszej, drewnianej, świątyni istniejącej już w
roku 1791. W 1875 władze carskie zlikwidowały Kościół
Unicki, a cerkiew przejęli prawosławni. W roku 1949 wydzierżawiła
go od prawosławnych parafia katolicka Św. Mikołaja
w Hrubieszowie na kościół filialny. Tego samego
roku został rekoncyliowany przez ks. Witolda Mazurkiewicza. W
1956 r. zmieniono bizantyjski wygląd wież kościelnych, w 1967
odnowiono wnętrza, a w r. 1969 elewacje, którą ponownie
odnowiono w roku 2000. Jest to kościół murowany,
jednonawowy, zakrystia została przerobiona w 1957 r. z prezbiterium.
Posiada kościele 2 kaplice połączone z nawą, zaś nad nawą
wznosi się kopuła zwieńczona małą wieżyczką, zaś na frontonie
kościoła wznosi się dzwonnica. Ołtarz główny z
poprzedniego kościoła unickiego, w nim na zasuwach obraz św.
Jana Chrzciciela, Matki Bożej Ostrobramskiej, zaś we wnęce figura
Pana Jezusa. W zakrystii znajdujemy 2 zabytkowe kielichy (regencyjny
i rokokowy), krzyż z XVIII w. Jest też pounicki feretron z obrazem
Św. Mikołaja. Na dzwonnicy zawieszono 3 dzwony poświęcone w
1962 roku przez bpa Henryka Strąkowskiego. W roku 2007 kościół
przeszedł kapitalny remont wewnątrz, odnowione zostały malowidła,
zbudowany nowy chór, ściana oddzielająca zakrystię od
prezbiterium oraz wykonana nowa, granitowa posadzka w miejsce dawnej,
drewnianej podłogi.
Posługa organisty podczas świętych obrzędów
Nawet
najwspanialsze organy na nic się nie zdadzą, gdy nie zasiądzie za
nimi organista. Organy są największym
z instrumentów i gra
na nich wymaga posiadania odpowiednich umiejętności, bowiem prócz
gry należy dobrać odpowiednie głosy, znać zasadę rejestracji
(czyli ich doboru i zmiany w odpowiednim
momencie), jak też gry nie tylko rękoma, ale również
nogami. Siedząc w kościelnej ławce słyszymy jedynie grę i
śpiew, lecz patrząc stojąc z boku na grającego organistę, można
zauważyć, że jednocześnie gra nogami, rękoma, w trakcie
gry sięga do kołków rejestrowych zmieniając brzmienie
organów, przewraca kartki w śpiewniku lub odwraca partyturę,
prowadzi śpiew ludu , jak też obserwuje co dzieje się przy
ołtarzu, by w odpowiednim momencie zakończyć, lub
zacząć odpowiedni śpiew liturgiczny.
W naszych realiach organista pełni również rolę kantora, przewodnicząc śpiewom podczas Mszy Świętej, oraz nabożeństw. W Europie Zachodniej na chórze nie znajdziemy mikrofonu, gdyż organista jedynie akompaniuje, zaś śpiew prowadzi odpowiednio przygotowany do tej funkcji kantor.
Dawniej organista miał jeszcze o wiele
większy zakres obowiązków, gdyż prócz gry na
organach, przewodniczeniu śpiewom i prowadzeniu chóru
parafialnego, prowadził również kancelarię parafialną,
wypiekał hostie, komunikanty
i opłatki bożonarodzeniowe. Te
ostatnie rozprowadzał w parafii przed Bożym Narodzeniem, zaś
zebrane ofiary w pieniądzu i naturze (zboże, jaja, mąka...),
stanowiły część jego uposażenia w połączeniu z procentem od
intencji mszalnych, opłatami kancelaryjnymi, oraz qvestum za
uczestnictwo w obrzędach ślubów i pogrzebów,
jak też części z wypominek, tzw. „snopkowego”, jak i datków
zebranych przy roznoszeniu kartek do spowiedzi wielkopostnej (dziś
zniesionych). Prócz tego miał prawo do służbowej
„organistówki”, jak też korzystania z części
gruntu
kościelnego pod uprawę. Organista był szanowany w swoim środowisku
z racji zajmowanego stanowiska muzyka – urzędnika Kościoła,
jak również z racji umiejętności pisania i czytania.
Dziś
czasy się zmieniły, organistów zatrudnia się w oparciu o
umowę o pracę, umowę – zlecenie, umowę o wolontariat,
czy też bez oficjalnej umowy. Ta ostatnia forma niestety występuje
najczęściej, co w połączeniu z zawężeniem obowiązków,
więc i tradycyjnych dochodów, spowodowało znaczne zubożenie
organistów. Dlatego też coraz mniej młodych ludzi decyduje
się na pełnienie posługi organisty, coraz mniej też jest
organistów, którzy mają pojęcie o grze na organach,
nie wspominając już o rozeznaniu w liturgii, co objawia się m.in.
przez niewłaściwy dobór pieśni, błędy
w wykonywaniu
śpiewów opartych na chorale gregoriańskim, braku
umiejętności poprawnego akompaniamentu liturgicznego, jak też
niewłaściwej registratury (czyli doboru poszczególnych barw
głosów organowych). Jest to skutkiem szeroko rozumianej
„oszczędności” proboszczów, którzy nie zwracają
uwagi na poziom muzyki, ani na zachowanie przepisów
regulujących wykonywanie śpiewu liturgicznego, lecz chcą, aby ktoś
podgrywał (nie grał) podczas Mszy Świętej i za wiele za to nie
wymagał wynagrodzenia. Dlatego też w coraz większej liczbie
parafii brakuje organistów, lub zatrudniane są na to
stanowisko osoby, które nie mają ku organistowskiej posłudze
predyspozycji.
Obowiązuje też w Polsce błędna zasada oceny
organisty poprzez jego umiejętności w zakresie śpiewu. Często
słyszy się: „Jak nasz organista ładnie śpiewa”, wówczas
należy się spytać: „a jak gra?”. Organista bowiem ma za
zadanie prowadzić śpiew i do niego akompaniować, ma intonować
śpiew, w razie potrzeby pomagać w zachowaniu rytmu, rozpoczynać
kolejne zwrotki, ale w żadnym wypadku nie powinien dopuszczać do
sytuacji wyręczania ludzi w śpiewach. Dawniej ludzie w kościołach
śpiewali pieśni i znali je, dziś wolą posłuchać śpiewu
organisty i porozglądać się, zamiast włączyć w tą śpiewaną
część modlitw. Oczywiście czasem organista może wykonać pieśń
solową, z chórem, lub jakiś utwór organowy, np.
podczas Komunii, gdy część ludzi idąc do ołtarza,
jak i powracając pragnie przygotować się,
a następnie pomodlić
poprzez kontemplowanie Tajemnicy Eucharystii. Jednakże i podczas
Komunii śpiew wspólnotowy
w miarę możliwości (jeśli jest
komu śpiewać) dobrze, gdy jest on prowadzony.
Organista nie
może wyręczać ludzi w śpiewie, a niestety nagminnie się to
zdarza, gdyż w ten sposób prowadzi do tego, że ludzie
przestają śpiewać, bo wielu z nich tłumaczy sobie, że i tak
wyposażonego w mikrofon i nagłośnienie organisty nie przekrzyczy.
Tak też tego dobrodziejstwa techniki należy używać z
wyczuciem.
Dlatego też dobry organista jest dumą posiadającej
go parafii, która powinna zapewnić mu godziwe uposażenie i
dbać o to, aby nie myślał o poszukiwaniu
nowej, lepszej posady. Czasem muzyków kościelnych nie docenia
się, gdyż są zawsze na Eucharystii i nabożeństwach, grają
latami i nie myśli się o tym co by było, gdyby ich nie było; lecz
gdy przychodzimy na Mszę Świętą recytowaną, ze śpiewem bez
organowego akompaniamentu liturgicznego odczuwamy jakąś pustkę,
choć
z ważności i świętości Najświętszej Ofiary nic nie
ubywa. Muzyka liturgiczna wykonywana z towarzyszeniem organów
bowiem nadaje Liturgii dostojeństwa, a zarazem jest jednym ze
sposobów modlitwy, bo: „kto śpiewa, modli się podwójnie”.
Śpiew wspólnotowy w życiu parafii
Dziś
często nie doceniana jest wartość wspólnotowego śpiewu w
życiu parafii, choć jest on jednym z elementów, za pomocą
których owa wspólnota może wyrazić swoją jedność,
a zarazem jest czynnikiem budującym ową wspólnotę.
Śpiewy
liturgiczne i pozaliturgiczne są obecne przy wielu aspektach życia
wspólnoty parafialnej, począwszy od śpiewu części stałych
i pieśni tradycyjnych podczas Mszy Świętej, jak śpiewy litanii w
trakcie adoracji Najświętszego Sakramentu, nabożeństw majowych,
czerwcowych, śpiewaniu podczas nabożeństw różańcowych,
Drogi Krzyżowej, Gorzkich Żali, Godzinek, oraz różnych
procesji.
Dawniej, w niedziele i święta w kościołach śpiewano
Nieszpory (niedzielne, o Najświętszym Sakramencie,
o
Najświętszej Maryi Pannie), dziś niestety tradycja ta zanikła.
Wspólnie śpiewa się również podczas pogrzebu,
eksportując ciało z domu zmarłego do kościoła, jak i eksporty z
kościoła na cmentarz, jak też i wcześniej, podczas czuwania przy
ciele w domu zmarłego. Niegdyś śpiewano również tzw.
egzekwia, dziś zaniechano tej praktyki.
Charakteryzując
śpiewy kościelne wyróżniamy: solowy śpiew liturgiczny
celebransa (księdza), śpiewy antyfon
i psalmów przez kantora
(lub w razie jego braku przez organistę), scholę lub chór,
oraz śpiew wspólnotowy, który wykonują wszyscy
wierni. Chór może wykonywać trudniejsze śpiewy sam,
jednakże Kościół nakazuje, by wystrzegać się „wyręczania”
wiernych w śpiewie, gdyż wówczas po pierwsze nie buduje on
poczucia wspólnoty, a zarazem lud odzwyczaja się od
śpiewania, co widoczne jest znacznie w większych parafiach, gdzie
śpiew wspólnotowy zanika, a wierni nastawiają się na
odbiór, nie włączając nawet w śpiew części
stałych (Kyrie, Gloria, Credo, Sanctus, Agnus Dei). Można więc
mówić już o zaniku tradycji śpiewu wspólnotowego.
O poziom umuzykalnienia i zachowanie tradycji śpiewu kościelnego w parafii odpowiedzialny jest organista, który jako animator życia muzycznego wspólnoty parafialnej decyduje o doborze śpiewów, oraz za chór i scholę parafialną (jeśli je prowadzi osobiście). Mądry organista wie, że należy czynić starania w kierunku podtrzymania tradycji śpiewu wspólnotowego i z wyczuciem przeplata go śpiewem solowym, chóralnym lub muzyką organową.
Wspomnieliśmy powyżej chór i
scholę parafialną, którym należy też poświęcić kilka
zdań.
Chór kościelny istniał wcześniej od czasów,
w których wprowadzono do chrześcijańskich świątyń organy.
Pierwotnie był to chór jednogłosowy, który
wykonywał śpiewy chorałowe, z czasem Kościół zaczął
używać śpiewów wielogłosowych, tak też i chóry
zaczęły je wykonywać. Chór wielogłosowy w
liturgii przedsoborowej śpiewał antyfony i części stałe, gdyż
wierni nie znając łaciny mieli w tej materii wielkie trudności,
wówczas wierni wykonywali pieśni tradycyjne w języku
narodowym. Chór również śpiewał pieśni tradycyjne
rozpisane na głosy. Obecnie, z racji sprawowania Mszy Świętej w
języku narodowym rola chóru została znacznie pomniejszona.
Jednakże podczas większych uroczystości chór zawsze jest
pozytywnym ich akcentem. Wspólnota parafialna w Czerniczynie
na przykład nie wyobraża sobie nawet Rezurekcji bez czterogłosowego
śpiewu Kantaty Wielkanocnej i tradycyjnych pieśni wielogłosowych,
które od lat śpiewane pozwalają wiernym włączyć się w
śpiew pierwszym głosem.
Z kolei schola parafialna, która w czasach nam obecnych,
sukcesywnie wypiera dotychczasowe wielogłosowe chóry
parafialne ma również dawną tradycję. Nazwa „schola”
oznacza w języku łacińskim „szkoła”, gdyż dawniej była ona
szkołą śpiewu liturgicznego. Schola miała za zadanie wspierać
wiernych
w śpiewach jednogłosowych i wiele lat tak się działo. W
naszych czasach pierwotne założenie gdzieś umknęło i często
scholą nazywamy zespół młodzieżowy, który przy
udziale różnorakich instrumentów wykonuje piosenki
religijne (nie zaś pieśni liturgiczne), wzorowane na amerykańskim
śpiewie gospel. Niestety często się zdarza, że schola wyręcza
wiernych
w śpiewie, zamiast w nim pomagać, zaś niewłaściwie
dobierane pieśni i akompaniamenty nie zawsze są do pogodzenia
z
duchem Mszy Świętej
i mogą być wykonywane podczas zgromadzeń
nieliturgicznych (pielgrzymki, czuwania, akademie, festiwale), nie
zaś podczas sprawowania Najświętszej Ofiary.
Wykonywanie takich utworów też jest w życiu wspólnoty
potrzebne, ale musi być we właściwych momentach umieszczone, zaś
podczas Mszy Świętej dobrze, gdy schola wykonuje tradycyjne
pieśni kościelne, przez co są one w użyciu i ludzie ich nie
zapominają, jak się w wielu parafiach dzieje. Oczywiście nie można
zatrzymać się, gdyż przez wielki muzyka kościelna się rozwijała
i nadal się rozwija, tak też należy nowe pieśni kościelne
wprowadzać, jednakże nie rezygnować ze śpiewu pieśni dawnych. W
nauczaniu nowych, jak i przypominaniu starych pieśni pomocne są
właśnie schola, oraz... śpiewniki dla wiernych, bądź rzutnik.
Dawniej wierni do kościoła
przychodzili
z książeczkami do nabożeństwa, na końcu tych
książeczek umieszczone były pieśni, tak też śpiewano z nich.
Po
Soborze Watykańskim II ludzie przestali nosić książeczki, tak też
i śpiew przez to doznał uszczerbku. Większość zna pierwsze
zwrotki pieśni, część zna drugą, trochę mniej, trzecią, a
czwartą organista śpiewa sam... Dlatego też dobrze jest, gdy
wierni mogą mieć przed oczyma teksty śpiewanych pieśni. Dobrym
rozwiązaniem jest zachęcenie ich do noszenia ze sobą książeczek
do nabożeństwa, jednakże zazwyczaj odnosi apel taki mizerne
skutki. W krajach Europy Zachodniej
w kościołach rozłożone są w
ławkach śpiewniki, zaś numery stron i pieśni są przed
nabożeństwami wypisane na tabliczce
w prezbiterium, lub podawane
przez kantora przed rozpoczęciem śpiewów. W Polsce
rozwiązanie to nie sprawdza się
z prostego powodu – śpiewnik
kosztuje ok 30 złotych, należy zakupić ich kilkaset i rozłożyć
w ławkach. Naturalnie część
z nich wierni wezmą do domu, żeby
się z nimi zapoznać i będą notorycznie zapominali je przynieść
z powrotem, tak też należy dokupić wówczas kolejny rzut i
tak do skutku, „aż się rynek nasyci”. Wówczas
wierni mają tekst przed oczyma, jednakże póki odnajdą
stronę pieśnią zapowiadaną, wyciągną okulary... Poza tym osoby,
które nie siedzą w ławkach, lecz stoją nadal nie miały by
przed sobą tekstu i nie śpiewała by. Dlatego też w naszych
realiach rzutnik jest najlepszym rozwiązaniem, choć w starszych
wersjach wymagający dodatkowej pracy przy układaniu slajdów,
ich wykonywaniu
w przypadku wprowadzaniu nowych
śpiewów, jak też umyślnego ministranta lub kościelnego,
który by nim operował.
Są też diodowe rzutniki nowej
generacji, w których pieśni są zapisane w pamięci,
zaś ich wyszukanie polega na wpisaniu ich numeru przez organistę,
czy też celebransa, zaś bezprzewodowe piloty pozwalają na szybkie
przełączanie tekstu na kolejne zwrotki, czy pieśni. Niestety koszt
takiego rzutnika wynosi ok. 10 tysięcy złotych i nie każda parafia
może sobie na niego pozwolić.
Śpiew wspólnotowy jest
bardzo ważnym elementem liturgicznego życia parafii i należy dbać
o to, by nie dopuścić do jego marginalizacji, a w skutek tego do
jego zaniku.
Należy dać wiernym szansę na „wyśpiewanie się” w
kościele, zwłaszcza w świetle nowego nauczania Kościoła o tym,
że to nie kapłan w imieniu ludu Bożego, ale sam lud Boży pod
przewodnictwem kapłana celebruje Pamiątkę Śmierci
i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Należy więc mu
umożliwić w jak najszerszym możliwym stopniu współuczesniczenie
w Świętych Obrzędach i pomagać w śpiewie, a nie z
niego wyręczać. Również w kwestii akompaniamentu
liturgicznego na organach należy pamiętać, że mają one za
zadanie towarzyszyć śpiewowi, nie zaś górować nad nim,
dlatego organista powinien tak dobrać registraturę, by „nie
zaduszać” śpiewu, lecz stworzyć dla niego odpowiednie tło
i umiejętnie podtrzymywać za ich pomocą tempo i ton wykonywanych
śpiewów.
Należy też z pieczołowitością dbać o
tradycyjne śpiewy poza Mszą Świętą, czyli „Majówek”,
nabożeństw czerwcowych, różańcowych, Drogi Krzyżowej,
Gorzkich Żali, Godzinek, jak też Nieszporów, a tam, gdzie
nabożeństwa te przestały być odprawiane, zastanowić się nad ich
przywróceniem.
Dbać też należy o śpiewanie części stałych podczas Mszy
Świętej, gdyż jest obecnie tendencja do ich recytowania,
co
skutkuje zapomnieniem melodii, a w młodszych pokoleniach do jej
nieznania. Dlatego też wielkie zadanie zachowania wspólnotowego
śpiewu powinno być jednym z punktów w pracach każdej
parafii.
Mówi
się, że „koniec wieńczy dzieło” , tak też na zakończenie w
ramach jego „zwieńczenia” należy napisać jakieś krótkie
podsumowanie.
W powyższej
pracy połączone zostały dwa wątki – historia zabytkowych
organów i śpiew kościelny. Znajdą się tacy, którzy
stwierdzą, że lepiej napisać o samych organach, dać
publikacji bardziej naukową formę, a tu wtrącone jakieś śpiewy,
jakieś wywody organistowskie... Można było i tak to ująć,
jednakże autor miał na celu nie tylko przybliżenie organów
jako zabytku, ale także jako instrumentu liturgicznego, a co się z
tym wiąże silnie związanego ze śpiewem kościelnym. Jako
organista wskazał na problemy i zaniedbania w kwestii muzyki
liturgicznej. Nie wystarczą bowiem nastrojone, lśniące po remoncie
organy, by się muzyka w kościele poprawiła, trzeba prócz
tego pracy, a zarazem współpracy nie tylko księży i
organisty, ale całej wspólnoty. Dawniej śpiew był w
większym poważaniu, młodzież garnęła się do chórów,
istniały bractwa śpiewacze, zaś dziś obserwujemy tendencję
wprost odwrotną – młodzież w większości nie chce śpiewać,
woli słuchać, lub wcale się tym rodzajem muzyki nie interesuje.
Również dorośli uważają, że jeśli są dobre, pięknie
brzmiące organy i jest organista, który zaśpiewa, to oni
mogą posiedzieć i posłuchać. Jeszcze tylko starsi chętnie
włączają się w śpiew, bo są wychowani w szacunku i miłości do
śpiewania, chcą śpiewać i śpiewają. Zadajmy sobie jednak
pytanie, co będzie za kilkanaście lat,
gdy odejdą do Pana? W
szkołach dawniej był przedmiot „śpiew”, później
nazwany „muzyka”, dziś jako „sztuka” w 45 minutach
lekcyjnych mieści muzykę, technikę
i plastykę. Kolejne
pokolenia są ukierunkowane na słuchanie muzyki, bo nie uczy ich się
śpiewu. Dlatego też Kościół można uznać za ostoję
polskiego tradycyjnego śpiewu, śpiewu wspólnotowego,
wielopokoleniowego. Dlatego też w ramach katechez, spotkań grup
młodzieżowych, scholi, chóru itp., należy zachęcać
młodych do śpiewania, a najlepszym przykładem jest śpiew
dziadków, rodziców, starszego rodzeństwa...
Dbajmy
więc o tradycyjne śpiewy kościelne, włączajmy się w nie
i wspólnie chwalmy śpiewem Pana Boga.
Tomasz
– Paweł Sobczuk, absolwent wydziału prawa na Katolickim
Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II, organista parafii
rzymskokatolickiej p.w. Św. Jana Chrzciciela w Czerniczynie.
|
|
|
© by Tomasz - Paweł Sobczuk
2009