Rodzina Stormke
Oficjaliści, księża, poeci, patrioci.

    Jeszcze kilkanaście lat temu jadąc z Kryłowa do Hrubieszowa, po prawej stronie drogi , w dawnej kolonii Romanów mijaliśmy rząd dorodnych kasztanów. Dalej rosły jesiony, posadzone w tym samym czasie. Były to pozostałości po okazałym gospodarstwie Antoniego Stormke. Sam Antoni Stormke w Kryłowie pojawił się przed I wojną światową. Był wtedy zarządcą Dóbr Kryłów. W 1920 roku, podczas parcelacji kryłowskiego majątku nabył folwark Romanów. Opisane wyżej kasztany i jesiony wyznaczały granicę nowego majątku Stormke od zachodu. Od wschodu, przy drodze prowadzącej na Pogrzebiska posadzono lipy, a od północnego wschodu brzozy. Mieszkańcy zapamiętali Antoniego Stormke z jego gospodarności oraz wzorowo prowadzonego 6 hektarowego sadu. W 1932 roku sprzedał część swojego majątku. Przed drugą wojną światową Antoni Stormke pełnił funkcję wójta gminy Kryłów. W czasie II wojny światowej odmówił podpisania volkslisty, pomimo zachęt ze strony Niemców (jego przodkowie pochodzili z Austrii lub Niemiec). Po wojnie obłożony podatkami, jako kułak (obszarnik) nie udźwignął ciężaru prowadzenia gospodarstwa i ziemię sprzedał.

Antoni Stormke ks. Antoni Teofil Stormke
Antoni Stormke ks. Antoni Teofil Stormke

Stryj Antoniego ks. Jan Stormke był w latach I wojny światowej proboszczem w kryłowskiej parafii rzymskokatolickiej. Wcześniej, w czasie zaboru rosyjskiego, za swoją działalność narodową został przez zaborców wciągnięty na tzw. czarną listę. To spis księży polskich, którzy dążyli do odzyskania niepodległości i byli niebezpieczni dla carskiego ładu.

Synowie Antoniego Stormke dzieciństwo i młodość spędzili w kolonii Romanów. Jeden z nich został prawnikiem, drugi księdzem.

O księdzu Antonim Teofilu Stormke wiemy nieco więcej. W młodości aktywnie działał w harcerstwie hrubieszowskim. Z tego okresu pochodzi wiersz publikowany w czasopiśmie harcerskim Nasz Hufiec nr 3-4 z 1926 roku.

„Nasz Hufiec”


Baczność, Druhny i Druhowie!

Śpieszy do Was „Hufiec Nasz”.

Wyciągajcie rączek mrowie,

Rozweselcie smutną twarz!


Spieszy śmiało, pełen wiary,

By harcerską polską brać

Wciąż jednoczyć pod sztandary,

By jej dycha w serca lać.


Śpieszy do Was i wskazuje

Czyny wielkie silnych dusz,

Orzekając: „kto pracuje,

Ten na dobrej drodze już!”


A więc czytaj go młodzieży,

Popierając ile sił,

W Twojej mocy bowiem leży,

By „Nasz Hufiec” wiecznie żył!


Aktywnie działał w hrubieszowskim kole literackim. Zapowiadał się dobrze jako poeta.

W 1928 roku wydał tomik poezji.

Fragment jednego z wierszy niech będzie zachętą do lektury tomiku, którego

całość zamieszczamy na naszym portalu.


"Pieśń do ludu polskiego


Po cóż szukać w innym kraju

Lepszej ziemi, żyznych pól

I piosnkami przy ruczaju

Chwalić piękność cudzych ról?

Czyż nie cudne lasy nasze,

Otoczone senną mgłą

I śpiewane pieśni lasze

Ludu polski, piersią Twą?"

Obrazek prymicyjny ks. A. T. Stormkego

W 1937 roku przyjął święcenia kapłańskie. 27 czerwca w kryłowskim kościele odprawił mszę prymicyjną. Swoją posługę kapłańską związał z diecezją siedlecką. Czy w czasie kapłaństwa pisał wiersze? Na to pytanie musimy szukać odpowiedzi. Ksiądz Antoni Teofil Stormke zmarł w Siedlcach w 1970 roku.

Przygotował: Henryk Żurawski


----------------------------------------------------------


Rodzina Stormke w Łabuńkach

Co najmniej od końca lat 70-tych XIX wieku w Łabuńkach mieszkała rodzina Stormke (pisane w metrykach parafii rzymskokatolickiej w Łabuniach także jako Sztormke lub Sztermke).

Pierwszymi z rodu byli tu Jan i Anna ze Szwegierów Sztormke. Nie wiadomo skąd przybyli. W 1877 roku Jan jest wymieniany po raz pierwszy jako oficjalista w folwarku w Dobrach Łabuńki. Był to czas, kiedy od trzech lat należały one do gospodarnego Teodora Kaszowskiego.

Jeszcze przed okresem łabuńczańskim urodziły się dzieci Jana i Anny Stormków. Najstarszy był prawdopodobnie Jan, który otrzymał imię po ojcu, następnie Karol, Rudolf (ok. 1825 r.) i Henrietta (ok. 1833 r.). Wykształcenie zdobyły poza Łabuńkami. Można jednak przypuszczać, że Rudolf terminował przy ojcu, skoro w latach 1876-1877 obydwaj są wymieniani jako ekonomowie folwarku w Łabuńkach.

Wiadomo, że Jan był księdzem. W latach 1914-1915 był duszpasterzem w parafii św. Wawrzyńca w Czerniejowie, następnie od lipca 1916 do lipca 1917r. pełnił posługę kapłańską w parafii św. Narodzenia NMP w Kryłowie. Odnotowuje się go w czasach zaborów na tzw. czarnej liście carskiej ochrony. W latach 20-tych był proboszczem w parafii w Dubie, tutaj w 1925 roku mieszkał już jako rezydent. Został pochowany na cmentarzu w Zubowicach.

Przed 1876 Rudolf zawarł związek małżeński z Izydorą z Jankowskich (ur. w 1860 r., młodszą od Rudolfa ponad 20 lat; ślub odbył się jeszcze przed „okresem łabuńczańskim”). Izydora była córką Antoniego i Emilii ze Śliwińskich oficjalistów prywatnych w miejscowości Rakołupy (?, obecnie miejscowość w powiecie chełmskim). W 1876 roku ochrzcili oni w parafii w Łabuniach urodzone kilka tygodni wcześniej bliźnięta, Kiljana Antoniego i Marię Elżbietę. Trzy lata później Rudolfowi i Izydorze urodziła się córka Leonia.

W roku 1881 Izydora Stormke zmarła. Rudolf pozostał z małymi dziećmi sam – w roku śmierci swej pierwszej małżonki nadal pełnił funkcję ekonoma Dóbr Łabuńki. Można przypuszczać, że w wychowaniu dzieci pomagały mu mieszkające w Łabuńkach matka i młodsza siostra.

W 1883 roku, w wieku 75 lat zmarła w Łabuńkach matka Rudolfa, Anna ze Szwegierów (nieznanych rodziców). Jej mąż, Jan już wtedy nie żył ale metryki parafii w Łabuniach nie zawierają jego zgonu.

W roku 1891 akta łabuńskiej parafii wymieniają Rudolfa Stormke jako uprawiającego mienie w miejscowości Biskupice. Być może chodzi tu o majątek Teodora Kaszowskiego, w którym mieszkał przed zakupem Łabuniek.

Na wstąpienie w związek małżeński Rudolf zdecydował się dopiero w 1895 roku. W parafii w Łabuniach odbył się wówczas ślub 52-letniego Rudolfa Stormke z 31-letnią Feliksą Apolonią Radlińską z okolic Dubna. Stormkowie zamieszkali w Łabuńkach.

W okresie aktywności zawodowej Rudolfa w Łabuńkach, pracowała tutaj też Henrietta Stormke. Oto w roku 1877 (w wieku 44 lat) wstąpiła w kościele w Łabuniach w związek małżeński z 52-letnim Feliksem Zasławskim ekonomem w folwarku w Piotrkowicach. Była wówczas pokojówką w pałacu w Łabuńkach u Państwa Kaszowskich.

Trzeci z rodzeństwa – Karol był z wykształcenia stolarzem. Mieszkał w Łabuńkach co najmniej od 1871 roku. Był wówczas aktywny zawodowo, miał własną rodzinę. Urodzonemu w tym roku pierworodnemu synowi, Karol i jego małżonka Marianna z Gileckich dali imię po dziadku – Jan. Dziecko zmarło po kilku miesiącach. Brakuje metryki zgonu Marianny z Gileckich – być może zmarła w związku z powikłaniami poporodowymi (co zdarzało się w tych czasach często), ponieważ dwa lata później Karol jest wymieniany jako mąż Marianny z Szynkarczuków. Małżeństwu urodził się w tym roku syn, któremu ponownie nadali imię Jan. Dziecko również zmarło jeszcze w tym samym roku.

Przy pałacu w Łabuńkach wychowało się kolejne pokolenie rodziny Stormke. W roku 1904 Maria Elżbieta – córka Rudolfa i Izydory zawarła w kościele w Łabuniach związek małżeński z Marianem Kaczanowskim „gospodarzem” z Tarnawatki.

Kolejni z pokolenia rodziny Stromke przeprowadzili się na wschód od Łabuniek, zapewne w poszukiwaniu pracy. Na początku XX wieku aktywny zawodowo był jeden z synów Rudolfa Stormke, urodzony przed 1876 rokiem Antoni. Podobnie jak dziad i ojciec uzyskał wykształcenie oficjalisty. Pierwszy jego miejscem pracy był folwark Horodyskich w Gdeszynie, gdzie przybył przed 1905 rokiem. Tutaj objął stanowisko rządcy majątku. Zdecydował się osiąść i założyć rodzinę. Poślubił Stefanię z Gileckich. W 1905 roku, w gdeszyńskiej parafii został ochrzczony syn Antoniego i Stefanii, Antoni Teofil (ur. 20 XII 1905 r.).

Rodzina przed wybuchem I wojny światowej zamieszkała w Kryłowie. Antoni rozpoczął pracę jako oficjalista w folwarku przy kryłowskim dworze. Być może w tym czasie urodził się drugi z ich synów.

Kiedy dobra kryłowskie w roku 1920 poddano parcelacji, dzieląc je min. na Kolonię Kryłów i Kolonię Romanów, Antoni Stormke zakupił z drugiej z nowopowstałych miejscowości ponad 100 hektarów. Wiadomo, że przed II wojną światową był wójtem gminy Kryłów.

Najstarsi mieszkańcy Kryłowa wspominają, że był też zamiłowanym ogrodnikiem. Do czasów obecnych w Kolonii Romanów zachowały się okazałe drzewa przez niego posadzone, m.in. lipy, kasztanowce i jesiony. Nie dotrwały brzozy. Walorem posiadłości Stormków był podobno piękny sad.

Antoni Stormke wraz z małżonką zadbali o edukację dzieci. Jeden z synów zdobył wykształcenie prawnicze, a drugi (Antoni Teofil) wstąpił do seminarium.

Wydarzenia II wojny światowej oraz trudności z utrzymaniem dworu po jej zakończeniu spowodowały, że sprzedał swoje gospodarstwo i wyjechał z Kryłowa na tereny zachodnie Polski.

Syn Antoniego i Stefanii – Antoni Teofil młodość spędził w Kryłowie. Do szkoły uczęszczał m.in. w Hrubieszowie. Jako nastoletni chłopak udzielał się tu w kole literackim młodzieży szkolnej. Pokłosiem jego aktywności był wydany w 1928 roku w Warszawie tomik wierszy. Następnie wyjechał do Janowa Podlaskiego, gdzie kształcił się w seminarium duchownym. W kościele p.w. św. Jana Nepomucena w Kryłowie w dniu 29 VI 1937 roku odbyła się jego msza prymicyjna. Następnie jako wikary pełnił posługę kapłańską w parafiach w Suchożebrach i Stoczku Węgierskim. W latach 1952-1955 osiadł na probostwie w parafii w Radaczu. Zmarł w Domu Emerytów w Siedlcach 13 VII 1970 roku. Jest pochowany na cmentarzu w parafii Rokitno.


Pochodzenie rodziny Stormke

Nazwisko Stormke funkcjonowało na terenach sąsiadujących z Ordynacją Zamojską w XIX stuleciu. Byli to mieszkańcy napływowi, przybyli tutaj zapewne za pracą. Brzmienie ich nazwiska sugeruje niemiecki bądź, ujmując szerzej niemieckojęzyczny rodowód. Byli katolikami. Noszący nazwisko Stormke posiadali własny herb – Farensbach (Teodorowski).

W roku 1899 Aleksander Stormke leśniczy w Dunajowie w okręgu Przemyślany należał do Galicyjskiego Towarzystwa Leśnego. W 20-leciu międzywojennym w Rudniku nad Sanem zamieszkała pochodząca z Gorlic Barbara Stormke (córka inżyniera Hieronima i pochodzącej ze Lwowa Zofii z Prus-Niewiadomskich). Wiadomo, że urodziła się w Siarach koło Gorlic. W 1939 roku wstąpiła w Rudniku w związek małżeński z absolwentem Szkoły Podchorążych Piechoty, podporucznikiem Julianem Krzewickim. Zmarła 23 X 2003 roku.

Ze Stormków pochodził także Zbigniew Andrzej Błoński, porucznik, pilot Wojska Polskiego w II wojnie światowej. Urodził się w Tarnobrzegu w 1909 roku jako syn Władysława i Marii ze Stormków.

Nie wykluczone, że wymienione osoby wywodziły się z jednej linii rodu Stormke, obecnych w Polsce w 2. połowie XIX wieku i XX stuleciu.

Na obecnym etapie badań trudno ustalić skąd przybyli Stormkowie do Łabuniek przed 1876 rokiem.


Bibliografia:


- H. Żurawski, Historia parafii rzymskokatolickiej w Kryłowie, Kryłów 2009.

- „Sylwan. Organ Galicyjskiego Towarzystwa Leśnego” 1889, R. 7, nr 10.

- Archiwum Państwowe w Zamościu. Księgi metrykalne parafii w Łabuniach, 1875-1910


Opracowała: Agnieszka Szykuła-Żygawska




----------------------------------------------------------

Antoni Teofil Stormke

P O E Z J E

Warszawa 1928



UKOCHANYM RODZICOM


W DOWÓD SYNOWSKIEJ WDZIĘCZNOŚCI

OFIARUJE


AUTOR



WIEK MÓJ MŁODZIEŃCZY


W zaraniu młodzieńczego życia na horyzoncie moich myśli poczęły gromadzić się chmury. Cicho było i duszno....

zupełnie, jak przed burzą. Jednak niedługo wrodzone uczucia, wywołując burzę, wstrząsnęły całym jestestwem mej, dotąd spokojnej, duszy.

Wichry namiętności z całą potęgą swej mocy poczęły rozpędzać chmury, które tamowały drogę :myślom, uczuciom i chęciom, dążącym do wzniesienia się jak najwyżej, do zajęcia jak najwyższego piedestału Zdolności i Życia. I oto wśród tej mozolnej walki między ołowianemi chmurami starych poglądów, snów i marzeń, a wyjącemi z szatańską siłą wichrami namiętności, wyłoniło się tysiące gwiazd szczęścia, prorokiń idealniejszej przyszłości i wiary w moc twórczą. Zamajaczyły nowe światła życia i po pewnym czasie rozpaliły się one jasnym, przedziwnym, a zarazem potężnym płomieniem w duszy mojej, budząc zwrot ku innemu, lepszemu bytowi. Lecz z pomiędzy tej plejady gwiazd, jedna tylko zwróciła moją baczną uwagę. A była ona zaiste godna podziwu i uwielbienia!

Zacząłem ją przeto badać dokładniej i doszedłem do wniosku, ze muszę dociec do najgłębszych tajników, związanych z jej tajemniczem istnieniem. Światło, spadające kaskadą hen, gdzieś z wysokości nadziemskich, posiadało jakąś przedziwną moc, której oprzeć się nie można było w żaden sposób.

To wlewało w mą duszę spokój i ukojenie po trudach codziennych, to znów podniecało bujną wyobraźnię do namiętnej walki „ na śmierć lub życie” z całą potęgą świata,

ze wszystkiemi jego powagami i władzami.

Uczucia, jakim podlegałem pod wpływem magnetycznego światła gwiazdy, ulegały szybkiej zmianie tak, że w krótkim czasie umysł, nieprzyzwyczajony do tak nagłych metamorfoz i wstrząśnień duchowych , zaczął popadać w lekkie osłabienie....

Jednak to długo nie trwało.

Stan psychiczny mej duszy, wywołany intensywnem badaniem tajemniczego światła i jego rodzicielki- gwiazdy, ukochał całem sercem nowe zjawisko!. Odtąd najprzyjemniejszym odpoczynkiem dla skołatanej pracą umysłową Psyche była rozmowa jej z promieniejącą blaskiem gwiazdą, wyrocznią w każdym zamiarze, balsamem, kojącym zbolałe rany - syntezą myśli i uczynku. Pod wpływem tej gwiazdy, jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej, znikły z serca mego uczucia pesymistyczne, a najwidoczniejszy egoizm zamienił się w cichy, pełen poświęcenia altruizm - w święte uczucie miłości bliźniego - uczucie, leżące na dnie duszy przebogatej skarbnicy moralnego zadowolenia za dokonane czyny. Od tej pory jedna tylko myśl wypełniała moje "ja"- chęć, ogromne pragnienie wywdzięczenia się tej, która wstrząsając do głębi całym jestestwem, życie skierowała na inne tory, by nie zginęło, lecz stało się święte, wielkie i potężne. I oto poszedłem w świat nie ze słabym charakterem,

by upaść, lecz z wiarą w zwycięstwo z „ potężną pieśnią woli na ustach” po to, by tworzyć i kochać mą wybawicielkę - Poezję.

O, szczęście posiada wielkie ten, który potrafi znaleźć źródło dla swych uczuć i myśli - kto może się zwierzyć ze swym bólem i radością najserdeczniejszym przyjacielom duszy:

Poezji, Muzyce lub Malarstwu


Kto oddaje się jednemu z nich, ten zna prawdziwe piękno ten przejdzie przez życie czysty, jak śnieżne lilie

ten wreszcie dozna ukojenia w cierpieniach i otrzyma szlachetny bodziec do pracy, do zwycięstwa nad własnemi ułomnościami - ten spocznie na laurach, zdobywając sobie szlachetne imię na ziemi.

SONETY


S E N

Sen objął ludzkie serca w ciche, martwe sploty

I dusze wiedzie w kraje marzeń i ułudy;

Przedstawia idealne życie bez obłudy,

Dając myśli potężne, nieuchwytne loty.


Obrazy szczęścia, dobra i przyrody cudy

Migają przed oczyma, jak piorunne groty;

Wyciągasz rękę... chwytasz ... a widok ten złoty

Pryska... i w sercu tylko pozostają nudy.


Życie ludzkie jest także snem o ideałach,

Lecz walczyć musi mężnie o byt swój i prawa;

Każdy chciałby opływać w glorji i pochwałach.


By tylko się wywyższyć, na drugich nastawa-

Próżno o ziemskie sprawy zapobiegasz człecze,

Bóg zawoła: - „Choć do mnie ” i wszystko uciecze


L A S


Rozhoworzył się senny tysiącznemi głosy

Cichy las, doniedawna pokryty mgłą szarą;

Setki ptasich gardziołków specjalną swą gwarą

Nuci pieśni rozliczne ku chwale w niebiosy.

Sosny wysokopiennej wciąż zielone włosy

Wieczny tułacz - wiatr pieści, jak kochanek z wiarą,

Że taką mu dziewica odpłaci się miarą -

Przeto drży po listeczkach o swej lubej losy...


W duszy mojej się echo odbija tej pieśni,

Przez chóry ptasząt leśnej tworzone krainy;

Chętnie więc zawsze słucham niewinnego pienia.


Lecz czy kochać świat grzeszny?... O bogowie leśni!

Dajcież, proszę, odpowiedź, nie bacząc na winy,

Bo brak mi na nią myśli, słowa i natchnienia.


W I O S K A


Słońce się wychyliło spośród chmur powodzi,

Płynąc wolno, zwycięsko nad wioską rodzinną.

Kogut - budzik rozpoczął swą fanfarę gminną;

Gdzieś w dali głos niewieści żałośnie zawodzi...


Przed domem rozigraną twarzyczkę dziecinną

Matka ściska, całuje i w pole odchodzi;

Dziadzio płotek chróściany wokół chatki grodzi

I z uśmiechem spogląda na jaskółkę zwinną.


O ! jak miło w swej wiosce każdemu na świecie

Przy ojcu i mateczce pod słomiana strzechą,

Lecz nie dla mnie to szczęście... ja was żegnać muszę

Czy na długo, pytacie...o! me piersi gniecie

Boleść bezmierna, której jedyną pociechą

Śmierć mogłaby być tylko - - ona koi duszę.


N A D    Ź R Ó D Ł E M

Stoję nad źródłem. Bystre , kryształowe fale

Mkną naprzód, tajemniczo szemrząc po kamykach;

Wokoło mnóstwo kwiecia, jak w miejskich trawnikach,

Roni w przestwór bezkresny niebiańską woń stale.

Wietrzyk cicho szeleści, rozwodząc swe żale,

Cały wszechświat się kąpie w słonecznych promykach,

Ptasząt chór nuci pieśni, których po śpiewnikach

W życiu próżno byś szukał i nie znalazł wcale.


I w hołdzie od natury płynie przed tron Boga

Ze dobrodziejstwa pean dziękczynny i życie -

Drgnąłem... całem jestestwem ogarnęła trwoga;


Z oczu długo płynęły łzy srebrne obficie...

Upadłem na kolana, a z duszy w rozpaczy

Jęk bolesny się wyrwał: „ Czy Chrystus przebaczy”?


J E S I E Ń

Rozpostarła się ciężka mgła na kształt opony,

Jak gdyby zwiędłe ziemi chciała skryć oblicze;

Cudnej krasy wiosenne i letnie zdobycze

Minęły, zostawiając żal nieogarniony.


Już żółto-szara nagość pokryła zagony.

Przyroda pomarszczone ukazuje lice;

Smutnem okiem spogląda z traw zioło lecznicze;

Resztą liści zaszumi dąb - siłacz zmartwiony.

Ziemia - matka umiera spokojnie powoli,

Jako starzec zwycięski po życiowej walce,

Lecz na wiosnę się z kajdan zimowych wyzwoli,


Żyć będzie i w nieszczęściu cieszyć swe mieszkańce

Tak, jak dusza, w dzień śmierci z ciałem rozdzielona

Wróci, by żyć na wieki z Bogiem połączona.


N O C


Cisza wokoło. Srebrny księżyc świeci,

Zwrócony twarzą do uśpionej wioski;

Z czoła ludzkiego zrzuca wszelkie troski,

Darząc snem błogim, zgodę wśród nich nieci.


Wietrzyk nie zadrży, żaden liść nie zleci,

Czasem zanuci słowik - pieśniarz boski,

Czasem strumyczek zaszeleści wąski,

Czasem westchnienie do nieba uleci.


Wokoło cisze. Wszyscy śpią spokojnie,

A moje serce trwożnie się szamoce;

Słyszę szczęk zbroi... jęk rannych na wojnie.


Widzę szatańskie harcujące moce...

Jako wiatr kłosy, tak duszą lęk miota,

Że żyć już dalej nie bierze ochota.


B U R Z A

Ciemno, duszno, ponuro, wokoło noc głucha,

Nademną rozpostarte czarnych chmur całuny;

W dali słychać głos grzmotów - to burzy zwiastuny

Pomrukują złowrogo w opętaniu ducha.


Wtem jasność!... błysk !..huk!...wicher!... grom po

gromie bucha,

Na niebie Bóg ukazał złoto-grzmiące łuny-

Zda się chciałby świat zniszczyć i włożyć do trumny;

Próżno korzy się człowiek-Wszechmocny nie słucha.


Nagle deszcz przestał padać, rozchmurza się wszędzie.

Na niebie łuk zakreśla siedmio-barwna tęcza;

Po jeziorze wezbranem igrają łabędzie...


Znów natura radośnie do życia przynęca-

I mnie także weselej, swobodnie oddycham,

Cieszę się, nie narzekam, nie skarżę się, nie wzdycham.


Z Ł A W Y S Z K O L N E J


K O C H A J M Ł O D Z I E Ń C Z E !...


Kochaj młodzieńcze, co godne miłości,

Co myśl wzbogaca, uszlachetnia ducha,

Co Pana wielbi i nie bez zazdrości

Na cnotę patrzy i rad owej słucha.

Co duszy skrzydła anielskie przyprawia

I w uczuć kraje nadziemskie ją wiedzie,

Co Boskie rzeczy śmiertelnym wyjawia,

A życiem zgięte urąga swej biedzie.

Kochaj młodzieńcze to wszystko na świecie,

Co serce pragnie człowieka ukochać;

Duchem bądź wielki, choć srogi los gniecie,

Bo w życiu śmiać się trzeba, a nie szlochać.


D O P R A C Y !

Jak mara złudna, jak sen złocisty,

Jak bańki z mydła stubarwny cień,

Prysnął wakacyj czas promienisty,

A nadszedł pracy szkolnej już dzień.


Nadszedł z szybkością iście szaloną,

Niosąc ze skarbów nauki dań;

Rzuć więc dziś w przepaść chwilę minioną

I z wiarą w przyszłość do pracy stań.


Do pracy żmudnej koledzy moi

Weźmy się szczerze ze wszystkich sił

Boć ten się w burzach życia ostoi,

Kto pracowity na świecie był.


Lecz nim zasiądziem z książką przy stole,

Prośmy, by pomoc zsyłał wciąć Pan,

By błogosławił pracy w mozole,

By wziął w opiekę „uczniowski stan”.


By wreszcie siłę i moc wlał wielką

Do profesorskich, ojcowskich dusz,

By nieśli w zdrowiu naukę wielką

Do serc młodzieży wśród życia burz.


Tak pokrzepieni, drodzy koledzy!

Oddajmy studiom należną cześć

I chciwie dążmy zawsze do wiedzy,

By sztandar tejże Ludowi nieść.


A więc do pracy! nuże do pracy!

Nie traćmy czasu, nie traćmy sił!

Wszak myśmy młodzi, prawi Polacy;

Czyż darmo tętni krew naszych żył?



H A R C E R Z O M



C Z U W A J !


Czuwaj harcerzu nad wiarą twą świętą,

Sercem gorącem czcij i wielbij Boga,

Broń w życiu cnotę z mocą niepojętą;

Wszelkiego złego strzeż się, jak wroga.

Czuwaj nad duszą, by czysta, niewinna

Po ziemskiej tułaczce mogła się weselić,

By była taka, jak przedtem, dziecinna,

By w niebie mogła, jak anioł się bielić.

Czuwaj na szczęściem kochanej Ojczyzny,

Poświęć Jej wszystko, co drogie na świecie;

Młodość swą, życie i pracę i blizny

I ból i zawód, który ludzkość gniecie

Niechaj potężna i wolna nam będzie,

Niechaj drżą wrogi przed mieczem Jej dłoni,

Rolnik bezpiecznie niech sieje na grzędzie,

A dzwon pokoju niechaj wszystkim dzwoni!



D O A L B U M U


J A D W I D Z E K...


Kochaj zawsze całą duszą,

Całem sercem bez zazdrości,

Bowiem miłość jest katuszą,

Kiedy nie ma wzajemności!



Z Y G M U S I O W I L...

Choć droga życia ludzkiego jest śliska,

Choć pełna bólów, nieszczęść i zawodów,

Walczmy, bo chwila zwycięstwa już bliska,

Po której zasiąść musimy do godów.


K A Z I M I E R Z E K...


Pierwsza miłość- to kwiat wonny,

Który zwiędnąć nie jest w stanie-

Nikt jej stłumić nie jest zdolny,

Zawsze w sercu pozostanie!


D O P R Z Y J A C I E L A... Z. L.

Już niedługo razem może

Będziem spędzać dni wesela,

Więc miłości dowód złożę,

Pisząc wiersz dla przyjaciela:

Burzą się, huczą wciąż wody ludzkości,

Na groźnem łonie oceanu-świata;

Kłębią się-walczą nikt nie zna litości,

Zwyciężyć, zdobyć ! choć po trupie brata.

I płyną fale... Gdy jedna się wzbije

Na chyżej łódce wszechwładnego losu

I błyśnie-sto innych z zazdrości wyje:

" Precz z nim-to tyran-nie dajmy mu głosu"!

Pamiętaj Zyniu, że , gdy w nagłym pędzie

Srogie Cię fatum do boju pochwyci,

Tarczą Twą cnota i miłość niech będzie;

Bóg i Ojczyzna ! Tem Polak się szczyci!

Żegnaj drogi przyjacielu!

Ku pamięci przyjm te słowa-

Takich, jak Ty, prawych wielu

Już na świecie się nie chowa.




D L A L U D U


P I E Ś Ń D O L U D U P O L S K I E G O

Pocóż szukać w innym kraju

Lepszej ziemi, żyznych pól

I piosnkami przy ruczaju

Chwalić piękność cudzych ról?

Czyż nie cudne lasy nasze,

Otoczone senną mgłą

I śpiewane pieśni lasze

Ludu polski, piersią Twą?

Czyż nie kochać Ludu tego,

Co w siermiędze chodzi swej

I nie słuchać rozkosznego

Pienia, które brzmi, aż hej!

O mój Ludu, Ludu pracy,

Co uprawiasz polski łan!

Niech Ci nucą pieśń rodacy

I kochają chłopski stan.

Bo te proste, wiejskie dusze,

Pod osłoną niskich chat,

Modlą się za naród w skrusze

I za cały grzeszny świat.

I nie znają, co to zdrada,

Która w serce wlewa jad,

A namiętność, ludzka wada,

Oddalona stąd, jak gad.

O prostota!, która ludzi.

W niezmierzoną niesie dal

I serdeczną miłość budzi,

Której straty zawsze żal.

Bo ta miłość-to skarb duży,

Który łączy wszystkich wraz

I, jak kwiatek białej róży,

Jest ozdobą całych mas.

Niech nad Tobą, Ludu wielki,

Cała Polska trzyma straż!

A Ty hymn przepiękny, sielski

Śpiewaj wiecznie z nami wraz.

Cały naród niech Cię kocha,

Snuj pajęczych nici splot,

A Ojczyzna, co wciąż szlocha,

Niechaj Ci da orłów lot!

Bądź zdrów, Ludu ukochany!

Pracuj ciągle, wielki bądź,

A ten świat, co wart nagany,

Ty łaskawie zawsze sądź.


R Ó Ż N E



Ś N I E G


S T R ÓŻ - K S I Ę Ż Y C

Ten srebrny księżyc, spowity w lazury,

Otoczon puchem śnieżno- białej chmury,

Obok którego błyszcza gwiazd miljony,

Czuwa nad światem, co w śnie pogrążony

Zda się być z bajki ogrodem zaklętym,

Albo zjawiskiem z bajki niepojętem.

Bierze w opiekę i pola i gaje,

Pszeniczne niwy i wartkie ruczaje.

Stuletnie dęby z schylonymi czoły.

I nocujące na drzewach sokoły.-

Strzeże pałace i zamki magnatów,

Zgarbione chatki i strzechy wieśniaków,

Cały dobytek i konie i woły

I pełne zboża chróściane stodoły

Patrzy na wszystko, nie schodząc z swej drogi

I śpiącym błogo udziela przestrogi.

Tym, co wzgardzeni na tym łez padole,

Radzi, by Bogu oddali swe bóle;

Tym, co złe życie na ziemi prowadzą,

Niech się o łaskę do Pana udadzą,

By im Wszechmogący dał upamiętanie,

By poprawić się mogli, nim przyjdzie karanie

Tych, co są wierni Chrystusa rycerze,

Krzepi na duchu, utwierdza we wierze.

Tak każdej nocy boskie rozkazania

Spełnia posłusznie, wiernie, bez szemrania.-

Lecz oto błysnęła na wschodzie jutrzenka;

Niebo się pali, jak w ogniu drewienka

I coraz wyżej promienna twarz słońca

Kroczy po drodze, niezmiennej do końca.

A księżyc blednie, jak lica chorego,

Niknie... i blednie... już nie widać jego.

Dwaj aniołowie przed tron go prowadza,

Gdzie Jezus siedzi, potężny swą władzą;

Przed Nim to, kornie schyliwszy się, staje

I z nocnej służby sprawozdanie daje.


Ź R Ó D E Ł K O


U brzegu lasu,

Między polami,

Płynie źródełko

Srebrnymi łzami.

Płynie źródełko

Srebrnymi wody

Ludziom dla picia

I dla ochłody.

Kiedy czas przyjdzie

Koszenia siana,

Wszystkich orzeźwia

Woda źródlana.

Wszystkich orzeźwia

Siły dodaje,

I znów się raźnie

Do pracy staje.

A jak się słońce

Schowa za lasem,

To już skończona

Kośba tymczasem;

Więc znów do źródła

Wszyscy przychodzą

Myją się, piją,

I czoła chłodzą.

Potem do domu

Spieszą się ludzie,

Aby odpocząć

Po dziennym trudzie.-

I znów źródełko

Osamotnione

Toczy swe wody

Nieprzeliczone...

Lecz oto przebił

Obłok puszysty

I wzniósł się w górę

Księżyc srebrzysty.

Oświecił łąki

Pola i sioło,

W lustrze źródlanem

Nurzając czoło.

Wtem cichy szelest

Rozległ się w lesie;

Wiatr go pochwycił

I do nas niesie

Cienie migają

Między drzewami;

Czy to nie jakie

Strachy czasami?

Gdzież tam! To spieszą

Nimfy powiewne,

Wiodąc na czele

Młodą królewnę.

Na pięknej główce

Błyszczy korona;

W złoto, klejnoty

Przyozdobiona

Suknia z mgły rannej

Kibic okrywa,

Na białej rączce

Berło spoczywa;

Płaszcz z lekkich chmurek,

Tkany gwiazdami,

Diadem z brylantów

Między włosami.

A tuż nad panią,

Chyżo pląsając,

Nimfy, rusałki

Biegną śpiewając.

Lecz to nieziemskie,

Zwyczajne pienia,

Głośne, rażące

I bez natchnienia.

To dziwne, miłe

Łagodne chóry,

Nie ziemskiej duszy,

Boskiej natury!

To ciche harfy

Eolskiej dźwięki

Z za światów Stwórcy

Składają dzięki.

Składają dzięki

Panu nad Pany,

Że im dał żywot

Światu nieznany.

Bo któż rusałki

Widział na świecicie?

Nikt. - One tylko

Znane poecie.

On na nie patrzy

Tak, jak na ludzi,

Rozmawia, pieści

I praca trudzi.

On je rozumie,

Sercem miłuje,

Bo to, co czują,

Poeta czuje.

Nimfy mu głębie

Prawd odkrywają,

W duszę natchnienie

Boskie wlewają.

Stąd juz widoczna

Cała przyczyna,

Czasem się poeta

Różni od gmina.

Rusałki lekko

Biegnąc, pląsają

I do źródełka

Już się zbliżają.

W końcu się wokół

Wszystkie rozbiegły

I jedną chwilkę

Na trawie legły.

Potem, trzymając

Leciuchne szale,

Tańczyły zwinne i okazale.

Gibkość postaci

Zadziwiająca,

Piękna, nadziemska,

Obiecująca...

Lecz oto słychać,

Gdzieś hen! od sioła,

Jak kogut ludzi

Do pracy woła.

Wietrzyk się zerwał

I nimfy znikły,

Jak mgła srebrzysta,

W sposób niezwykły.

Rozwiał je zefir

Na wszystkie strony,

Bym ich nie ujrzał,

W życiu strapiony.

I tylko cisza,

Cisza grobowa;

Listek nie zadrży;

Nie słychać słowa.

I znów źródełko

Osamotnione

Toczy swe wody

Nieprzeliczone...


M I Ł O Ś Ć


Miłość Bóg zaszczepił w ludzi,

Kiedy tylko stworzył świat;

Jednak wciąż się w sercach budzi;

Choć już liczy tyle lat.

Choć już liczy tyle wieków,

Zawsze młoda, pełna sił,

Bo Pan wlał ją w dusze człeków,

W życiodajne twory żył.

Z tej miłości wprost wypływa,

Jak ze źródła srebrne łzy,

Miłość dla Chrystusa tkliwa,

Którejś nas nauczył Ty!

Wreszcie ona jest łącznikiem

Wszystkich szczerych serc i dusz,

Przepotężnym pośrednikiem

W życiu ludzkiem, pełnem burz.

W społeczeństwie, czy w rodzinie,

Kiedy miłość w duszy drga -

Szczęście, radość zawsze płynie,

Nie zabłyszczy w oku łza.


M I Ł O Ś Ć P R A W D Z I W A


Miłość prawdziwa - to ogień, co z serca

Bucha płomieniem, nigdy nie gasnący,

To bezmiar wody ziemskiego kobierca,

Wiecznie w żywocie jego nurtujący.-

Miłość prawdziwa - to szczęście ludzkości,

To myśl przewodnia - ideał przyszłości.


Miłości prawdziwa! tyś wielkie ogniwo,

Łączące dusze na tym łez padole,

Tyś wieszczów naszych nieprzebrana niwo,

Balsam gojący na rany i bóle,

Tyś niezbadana moc, co wojowniki

Wiedzie z odwagą w bój na wrogów szyki.


Miłość prawdziwa - to spójnia narodów,

Podstawa bytu, cel każdej rodziny.-

To dźwignia a chwilach cierpień i zawodów,

Wielka nagroda za prace i czyny.

Anioł stróż wreszcie wszelkiego spokoju,

Osłoda życia po trudach i znoju.


Miłości prawa ! podajże mi rękę,

Wiedź prawą drogą po przez szlak żywota,

A za opiekę przyjm, proszę, podziękę,

Lecz nie z kamieni drogich, albo złota,

Ale wprost z duszy serdeczne westchnienie:

„Żyj i rządź w sercach nieograniczenie”.



Z I M A


Wpółumarłe łono ziemi

Ciepłym puchem okrył śnieg

I piersiami srebrzystemi

Wstrzymał cały życia bieg.

Pozawieszał festonami

Smętne czoła nagich drzew,

Złagodziwszy piosenkami

Przepotężny wichru gniew.

A w ślad za nim na bachmacie

Śnieżna-białym przybył mróz

I na małe szyby w chacie

Pęk srebrzystych kwiatów wniósł.

Cały świat w żelazne szpony

Schwycił, zdusił życia bieg,

Szronem przeszedł przez zagony

Wstrzymał pochód sinych rzek.

Do chałupki też zawitał,

Gdzie wyszczerzał zęby głód,

Lecz, zaledwie dzień zaświtał,

Zwarzył szczęście srogi chłód...

Wreszcie przez mróz zachęcony

Wieczny tułacz - wicher mknie,

Śniegiem sypnie na wsze strony,

Ostrym cierniem w oczy dmie !

Pozawiewał wszelkie drogi,

Znikły ślady ludzkich stóp,

Tylko słychać jęk złowrogi

Drzew, na wiatru zdanych łup...

Płaszczem śniegu otulona,

Ziemia cicho, słodko śpi

I, przed zimnem osłoniona,

O radosnej wiośnie śni.

Obce dla niej żale ludzi,

Boć spowita twardym snem,

Lecz, gdy się z letargu zbudzi,

Stoczy walkę ze wszem złem.


R Ó Ż A

Hen ! tam daleko czarny bór stoi,

A za nim skromny domeczek:

Z dala widnieją bieluchne ściany

I z boku nieci ganeczek.

Tuż za mieszkaniem mały ogródek,

Usiany cały kwiatami;

Rzekłbyś, że żyjesz na horyzoncie

Między srebrnemi gwiazdami.

Wokół ogródka płotek chróściany,

A na nim powój się wije -

Nieco opodal, jak śniegi białe,

Wznoszą się wonne lilije.

Tam znowu smukły gwoździk - kawaler

Piownji główkę zawraca

I, kiedy tylko wiatr mocniej wionie,

Do niej się twarzą odwraca.

Lecz patrzcie ! Oto na małym wzgórku

Cóż to za postać się wznosi?

To róża biała - królowa kwiatów,

Co miłość w sercu swem nosi...

Tronem królowej piękny pagórek

Dywanem kwiatów okryty,

A wokół pani w złocie i srebrze

Rozsiadł się dwór znamienity.

U stóp królewskich dzwonki konwalij

Pełną miłości pieśń dzwonią,

A dwa storczyki - straż honorowa

Od nieszczęść pani swą bronią.

Ona przecudna Krasa dziewica

Na twarzy ogniem goreje;

Czoło wyniosłe, dziwnie łagodne,

Nad niem korona widnieje.

Na białej rączce berło spoczywa,

Znak jej królewskiej godności -

Z tyłu paź-aster, ciężki od złota,

Trzyma płaszcz śnieżnej białości.

Królowa wstała. Chce mówić pono,

Wszyscy słuchają ciekawie,

A ona głosem zwraca się srebrnym

Do swej czeladki łaskawie.

Mówi tak dźwięcznie, słodko, dobitnie,

Każdemu drogie jej słowo -

„Rozkazuj Pani!- wołają chórem,

„Twoi my słudzy , królowo!”

„Dziękuje dzieci, za waszą miłość,

Kocham was również serdecznie:

Pod memi rządy bądźcie szczęśliwi

I żyjcie długo bezpiecznie”.

Słysząc te słowa, z pośród gromady

Młodzieniec-narcyz wychodzi

I, przed obliczem klękając róży,

Tak swoje żale rozwodzi:

„Matko- królowo ! ratuj mię proszę:

Szepnij choć słówko pociechy-

Mną wszyscy gardzą, nikt nie współczuje,

Rodzic mię wygnał z pod strzechy!”

Boleść młodziana nad swojem życiem

Targnęła sercem królowej.

„Chodź do mnie”, proszę „ A kto cię nękał

Ten winien kaźni surowej”

I wstała znowu piękna, jak anioł,

W złoto, klejnoty przybrana

I rzekła cicho: „On jest mi drogi,

Bo jego dusza stroskana”.


MODLITWY G Ł O S


W wieczornej ciszy dźwięczy głos,

Głos harfy Apollina,

To chóry ziemi za swój los

Modlitwą wielbią Syna.

Spokojna, równa zieleń łąk,

Pokryta płaszczem rosy,

Za wybawienie z dziennych mąk

Śle szczera pieśń w niebiosy.

A w naszych lasach mnogość drzew,

Pokryta mgłą wieczoru.

Czarowny z przestwór roni śpiew

Aniołów nutą choru.

Wietrzyk, trącając lekko liść,

Kołysze do snu klony,

By znów wesoło naprzód iść,

Roznosząc modlitw tony.

Strumyczek, szemrząc, płynie w dal,

A fale kryształowe

Modlą się cicho, lśniąc jak stal,

Wciąż nowe, nowe, nowe...

Czyż z ludzkich szczerych serc i dusz

Do Stwórcy pieśń nie płynie?

Czyliż nie pomni dzisiaj już,

Jak kochać Go jedynie?

O, nie, wszak naszem życiem Bóg,

A myśmy dzieci Jego;

Niechaj więc wciąż brzmi pieśnią róg

Ku chwale Najwyższego!


M O J A P S Y C H E

( Sonet)


O myśli moje ! ja z wami w rozterce

Prowadzę często gigantyczne boje -

Raz się do szczęścia rwie gołębie serce,

Te znów mą Psyche dręczą niepokoje.


Więc czekam starcia - rozścielam kobierce,

A duch niezgodny dzieli się na dwoje;

„Ruszaj do walki - ja gotów już stoję!”

- Wołają razem do siebie morderce.

Wtem skoczył młodzian rześko, pełen męstwa

Do ponurego tworu na kształt mary;

Patrz! Patrz! jak krzepko wzięli się za bary,

Jak olbrzym dysze i rzuca przekleństwa...

Runęli obaj !...Nigdy nie dasz wiary...

Młodzieniec-szczęście na szali zwycięstwa!


E R O T Y K I


P I Ę K N A D Z I E W E C Z K O !


Nadszedł więc wreszcie dzień upragniony,

Przybyłaś w nasze ustronie,

By chwile, wolne od zatrudnienia,

Spędzić w Kochanem Ci gronie.

Pląsaj więc chyżo w promieniach słońca,

Jak motyl barwny na łące,

Bo dla Cię kwiaty, pszeniczne pola

I źródła, cicho szemrzące.

Gdzie się obrócisz, wszędzie masz kwiaty-

Przeróżnych kwiatów i woni;

Zrywaj więc owe, piękna Dzieweczko.

Boć nikt Ci tego nie wzbroni.

Śliczne, niebieskie twoje oczęta

Zwróć na te cuda przyrody,

One przepiękne, lecz stokroć gładsze

Są Twoje świeże jagody.

Baw się wesoło, lecz wspomnij nieraz

O duszy, Tobie oddanej,

Czystej, niewinnej, choć przez los srogi

W swojej młodości nękanej.


D O M E J L U B E J...


Czemu wzdychasz ma panienko,

Czemu tęsknisz za mną tak,

Czemu patrzysz przez okienko,

Czy nie leci wróżby ptak?

O, płyń ptaku! i skrzydłami

Te przestworza ciche mąć,

Przelatując nad lasami,

Na jej cudnej rączce siądź.

Śpiewaj pięknie jej piosenki

O miłości mojej dlań,

Później fruń z tej białej ręki

I u stóp jej kornie stań.

Ona wnet odpowie Tobie:

„Ja go kocham sercem wciąż;

Nas oboje, choćby w grobie.

Wielki Boże razem zwiąż”.

Gdy wyczerpiesz swoje siły,

Do rodzinnych szybuj kniej,

Lecz powracaj ptaku miły

I znów piosnki śpiewaj jej.

Bo twe istnienie złączone

Jest z mojem, a serce drga,

Kiedy myślę, że stracone:

Życie moje, miłość ma.

Szybko przyleć luby ptaku,

Starodawną piosnkę nuć

I budując po swym szlaku,

Prosto do mnie, do mnie wróć!

Ja cię znowu na wywiady

Do mej lubej wyślę tam -

Ty mi powiedz, że, miast zdrady,

Miłość tylko u niej mam.

Wtedy cały świat przychylę

Do nóg słodkiej dziewki mej

I kwiateczki i motyle

I me serce złożę jej,

By wiedziała, że ją kocham,

Jak nikogo w życiu swem-

Gdyś z daleka, ciągle szlocham,

Bo ty szczęściem jesteś mem !


W S P O M N I E N I E


Piękną dziewczynę ongiś kochałem

Ogniem prawdziwej miłości -

Cichą wzajemność jej posiadałem,

Która w mem sercu wciąż gości.

W małej wioseczce żyła Halina,

Jak kwiatek wonny na łące -

Nic nie wiedziała cudna dziewczyna,

Że ma tak serce gorące ...

Niebieskie, pełne wdzięku jej oczy

Zawsze się na mnie patrzyły,

Ciemne blond, długie, śliczne warkocze

W promieniach słońca się lśniły.

Gdzież się podziały te marzeń chwile,

Z mą słodką dziewką spędzone?

Gdzież są jej słowa dźwięczne i tkliwe?

Wszystko na wieki stracone!

Tyś się ode mnie dziś odwróciła,

Nie widzisz srogiej boleści -

O ! ma już dusza wszystko straciła,

Teraz już nikt jej nie pieści ...

Dziś duszy mojej nic nie ukoi,

Serce zranione wciąż płacze,

Tylko czas długi rany me goi

I pieśni nuci tułacze.

O, ma przeszłości ! stajesz przede mną,

By tylko serce me smucić -

Ja cię odpycham w otchłań bezdenną;

Idź, by na wieki nie wrócić.


B Ł O G O S Ł A W D Z I E C I Ę B O Ż E

P E R A S P E R A A D A S T R A

B Ł O G O S Ł A W D Z I E C I Ę B O Ż E


Już prysnął cudnej wiosny czar,

I krasy letniej dzień,

Do grobu schodzi, pełna mar,

Łza - jesień chłodnych tchnień.

Na białym koniu zimny duch

Obiega ziemię mą

I sypie na nią płatków puch,

Brylantów zdobi skrą.

A nad Betlejem gwiazda lśni.

Śpiew nuci anioł stróż;

W ubogim żłobku dziecię śni -

To zbawca ludzkich dusz!

O, jesteś Chryste, pośród nas,

Radością serce drży -

O, szczęście daj dla całych mas,

Prosimy cię przez łzy!

Wiedź nas w przyszłości lepszej kraj,

Swej mocy okaż cud,

Zgodę i miłość sercom daj -

Niech wielbi Boga lud!

I z łona Matki rączki wznieś

Nad niskie strzechy chat,

Błogosław miasto, pole, wieś,

Błogosław cały świat!

Lecz racz na naszą spojrzeć brać

I krocie łask Swych zlej!

My czyste dusze chcemy dać -

Ty błogosławić chciej!

Nad młodzież polską wznieś Swą dłoń,

Na czołach połóż krzyż;

Wśród życia burz ją zawsze chroń,

Niech dąży naprzód, wzwyż!


P E R A S P E R A A D A S T R A


Dwie są wytyczne, dwie drogi na świecie,

Któremi ludzkość srogi los wciąż miecie:

Jedna, w bogate strojna aksamity,

Wiedzie do sławy, rozdaje zaszczyty!

Gdy na nią wstąpisz, wnet na kształt aniołków

Sypie się na cię deszcz róż i fiołków -

Tak wonią kwiecia odurzony cudną ,

Idziesz i gonisz życia marę złudną;

Nęci cię złoto - w zaszczytów krainy

Wdzierasz się, bliźnich strącając z wyżyny,

To znowu pycha i duma fałszywa

Do egoizmu, rozkoszy cię wzywa-

I lecisz ślepo, lecisz w przepaść ciemną

I wołasz: „ Chodźcie dzielić szczęście ze mną!”

Lecz wracasz wkrótce, a porwany szałem,

Sam nie wiesz wreszcie, co twem ideałem.

Więc się ze złości miotasz na wsze strony ...

A gdy się z czasem umysł roztargniony

Nieco krytycznie nad tem zastanowi,

To w skołatanej żądzą uciech głowie

Myśl ta się pocznie, co na kształt lwiej siły,

Ciągnąć cię będzie gdzieś na dno mogiły ...

O, wtedy dusza zawyje z żałości,

Dreszcz strachu przejdzie twe zgrzybiałe kości,

A miast rozkoszy i kwiecianej woni,

Chwycisz stal zimna - przyłożysz do skroni

I... skończysz marnie pośród przekleństw ludzi,

Bo tu się dla cię współczucie nie wzbudzi!

Lecz dokąd wreszcie prowadzi ta droga?

W ciemności, ku złemu, ale nie do Boga!...


.............................................................................


Lecz jeszcze inna droga na tym świecie,

Po której ludzkość srogi los wciąż miecie.

Kto na nią wejdzie, ten pewien zwycięstwa;

Miej tylko w duszy moc woli męstwa,

Hasłem twem Miłość i Zgoda niech będzie!

Stań w cichych, żmudnych pracowników rzędzie

Bądź prawy - sławę zdobywaj przez czyny,

Lecz nie goń za nią, bo nagród wawrzyny

Nie zadowolą nigdy twojej Psyche,

Zawsze się tobie okażą zbyt liche

W sercu miej tylko to zadowolenie,

Żeś dobrze czynił - , o prawdziwe mienie,

To czyste, prawe, szlachetne sumienie!

Pracuj, boś na to na świecie stworzony,

Lecz nie dla siebie - o, to cel chybiony!

Matce - Ojczyźnie poświęcaj swe siły

Od lat dziecięcych do samej mogiły. -

Służ narodowi w imię tej miłości,

Co cię podnosi do progów światłości,

A choć w swem życiu napotkasz przeszkody,

Idź naprzód śmiało, bo duch zawsze młody!

Idź! nie ulegaj! ten tylko zwycięży,

Kto męstwo, wolę ma zamiast oręży.

Idź przez twe życie wśród trudów i znoju,

Bo tu na świecie nie zaznasz spokoju,

Tu wszędzie ciernie i bóle i głogi,

Nienawiść, wzgarda, tu wciąż zawód srogi.

Lecz walcząc, jedno miej zawsze na względzie,

Że kiedyś wreszcie koniec temu będzie,

Że kiedyś głośna trąba archanioła

Przed tron cię Boski do siebie zawoła.

Wtedy przed Panem staniesz z jasnem czołem,

Radość wykwitnie na licu wesołem,

Bo staniesz przed nim bez skazy, bez winy!

Więc cię zaliczy do swych prawych syny ...

Ludzie zaś, co cię dobrze tutaj znali,

Co z tobą lata całe pracowali,

Westchną do nieba niewinnie, jak dzieci:

„ Niechaj mu światłość wiekuista świeci!”


----------------------------------------------------------------------------------------------


S P I S R Z E C Z Y

Str.

Wiek mój młodzieńczy........................................ 5


SONETY:

Sen........................................................................ 11

Las......................................................................... 11

Wioska................................................................... 12

Nad źródłem........................................................... 13

Jesień....................................................................... 13

Noc......................................................................... 14

Burza......................................................................... 15

Z ławy szkolnej:

Kochaj młodzieńcze................................................... 19

Do pracy...................................................................... 19

Harcerzom:

Harcerzu polski..........................................................23

Czuwaj........................................................................24

Do albumu:

Jadwidze K................................................................27

Zygmusiowi L............................................................27

Kazimierze K.............................................................28

Do przyjaciela...Z.L...................................................28

Dla Ludu:

Pieśń ludu polskiego...................................................31

Różne:

Śnieg...........................................................................35

Stróż-księżyc..............................................................36

Źródełko.....................................................................37

Miłość.........................................................................42

Miłość prawdziwa.......................................................43

Zima............................................................................45

Róża............................................................................45

Modlitwy głos.............................................................47

Moja Psyche................................................................48

Erotyki:

Piękna dzieweczko....................................................51

Do mej lubej..............................................................52

Wspomnienie.............................................................53

Błogosław Dziecię Boże!................................................57

Per Aspera Ad Astra!.......................................................58


Jeden z nielicznych egzemplarzy znajduje się w bibliotece UMCS w Lublinie. Tomik skserował Kamil Rodzik.

Przepisał Henryk Żurawski